Happy i Hoshi - posterylizacyjne powikłania :(
sratatatajka portal
Dobrze że z dziewczynami już lepiej.Myślę że mała śpi bo jest zmęczona po chorobie.
U nas tak Nala odsypiała parę dzionków, jadła, piła, załatwiała się, ale więcej spała.
Nasza Lili też była sterylizowana w tym roku. Miała pierwsze dni po operacji ciężkie -osowiała, spowolniona i ... jakby to rzec melancholijna.
Pamiętałam że pani doktor powiedziała, że ważne jest by się nie obtłukiwała i przypadkiem nie skakała. Jedzenie raczej mokre niż suche. Ponieważ Dragonek bardzo ją śledził i do końca nie pogodził się z nowa towarzyszką (Lila była u nas dopiero drugi tydzień - byliśmy na etapie dokocenia), wolałam mieć Lilę na oku cały czas - by on jej przypadkiem nie skrzywdził.
Jeszcze w tym pierwszym dniu po sterylizacji przeszliśmy chwile grozy - kicia była jeszcze pod wpływem mijającej narkozy... wieczorem, gdy miałam ją na kolanach i na chwile chciałam poprawić się na kanapie-odłożyłam kota na pufę - Niestety Lila chciała nagle zejść z tego pufa , no i mi spadła na podłogę. Strasznie się wystraszyłam, bo zaczęłam wyobrażać sobie krwawienie wewnętrzne czy nawet pęknięty szef w środku i Bóg wie jeszcze co... Oczywiście obwinianie się i tp. Rankę wyogladaliśmy na wszystkie strony, brzuszek "pod lupę", macanie uszków co chwile , czy nie wymiotuje ..obłęd.
Qpsztala nie było 3 dni. Zamartwialiśmy się wszyscy , bo w zasadzie malutko , ale jadła i piła nawet dość dużo. Siusiała średnio. Wykonaliśmy 2 telefony do weta co się dzieje i czy trzeba interwencji. Pani doktor dała jej jeszcze jeden dzień-czyli 4 by zropiła qpke. Podobnie jak i Ciebie "prezen" kocinki ucieszyła całą rodzinę. Widać tak to przebiega. Powolna i mniej ruchliwa była koło tygodnia. Teraz mimo że szwy pomału się rozpuszczają jest bardzo aktywna, ładnie się bawi, ma apetyt (ale raczej na mokre, widać jej zostało ) i jest dobrze.
Lile wzięliśmy już dość dużą, 9 miesięczną - wiec spieszyliśmy się ze sterylizacją tym bardziej, że dupinke wypinała bardzo. Ale teraz też tak robi, jak się ją głaszcze. Nigdy niczego nie posikała.
Konkludując moją przydługą wypowiedź - myślę, że trzeba Twojej kotce trochę więcej czasu, by doszła do siebie. Trzymam mocno kciuki.
Myślę, że ze zwierzętami jak z ludźmi, każde w swoim tępie dochodzi do siebie po zabiegach. Sterylka to jednak operacja, dużo poważniejsza niż kastracja, więc kotka ma prawo kilka dni spać, nie być aktywną i nie uczestniczyć w życiu domowym. Choć każdy się martwi i ja też zapewne będę panikować. Cieszę się, że z dziewczynkami już lepiej, mam nadzieję, że za niedługo już obie będą brykać, skakać i będzie jak dawniej. A wtedy zasypiesz nas zdjęciami ;-)
Sytuacja wygląda następująco:
- żadna kotka nie gorączkuje, jedzą z apetytem ,wypróżniają się prawidłowo
- dużo śpią i odpoczywają
-nadal jeżdżę codziennie z Happy na zastrzyki: antybiotyk i interferon (do piątku włącznie)
Ale:
-wczoraj pojawił się wyciek z noska u obu kotek i kichanie
Dzisiaj rano jak byłam u weta to powiedziałam mu o tym katarku.
Zrobił groźną/przerażoną/tajemniczą minę.Byłam tylko z Happy. Powiedział, że katarek jeszcze nie świadczy o niczym strasznym, ale trzeba mieć na uwadze to, że wirus może zmutować i przeobrazić się w FIP…. Zwłaszcza, że dzisiaj odeszły dwa koty w lecznicy…
Tego trzeba się obawiać.
Ale powiedział, żebym się nie stresowała ( jasne…..), a jutro pojawiła się z Happy i Hoshi w lecznicy. Mam z nimi wejść bez kolejki, szybko dostana zastrzyki i wyjść jak najszybciej, żeby ograniczyć czas spędzony w lecznicy.
Jak wróciłam do domu ( zalana łzami oczywiście….) i się uspokoiłam ( powiedzmy….), to zadzwoniłam do weta. Chciałam żeby przyjeżdżał do domu robić zastrzyki dziewczynom (koszty nie grają roli). Wet powiedział, że miał wyrzuty sumienia, że mnie nastraszył i że nie byłoby problemu z wizytami domowymi, ale teraz rozchorowała się jedna z weterynarek w lecznicy i po prostu nie ma czasu.
Mam na razie się nie stresować i dzielić przez dwa to co przeczytam w internecie…
Jestem skołowana, nie wiem co myśleć…
Hoshi przed chwilą zasnęła na krześle przy biurku, a Happy na klawiaturze. Dlatego musiałam usiąść na plastikowym ogrodowym i aby napisać tego posta to wzięłam Happy na kolana. Moje księżniczki.
I słusznie, że wet ma wyrzuty sumienia - niech go trochę pomęczą. Bo niby po jakiego grzyba przy katarze dziewczynek straszy Cię FIP-em, i jeszcze dodaje opowieść o biedactwach, które z tego powodu odeszły - każdy by się załamał. Internet dziel na dwa - jak najbardziej, ale takie diagnozy z kosmosu, to juz chyba przez 22
Ściskamy ciepło i trzymamy kciuki za dziewczynki - czekam na same pozytywne wieści
dnia Śro 17:40, 04 Lut 2015, w całości zmieniany 1 raz
Ja po moich przejściach mam trochę inne zdanie na ten temat. Wolę założyć najgorsze i od razu to wykluczyć niż myśleć, że to nic takiego i obudzić się za późno. Ja po sterylizacji też nie spodziewałam się u kotki panleukopenii. Nikt się nie spodziewał, a jakbyśmy się jednak spodziewali od razu to może udałoby się ją uratować. Oczywiście lepiej by było gdyby nas weterynarz nie straszył, ale zawsze lepiej założyć od razu najgorsze, a potem po prostu odetchnąć z ulgą, że to nie to, a nie leczyć na coś lekkiego i tracić czas. FIP jako wirus nie jest groźny, ale mutacja już tak, a do mutacji dochodzi często podczas spadku odporności, na przykład przez sterylizacje. Więc to nie do końca takie wyssane z palca jest. ABSOLUTNIE nie chce żebyś się denerwowała, ale żebyś była czujna. Ja może jestem przewrażliwiona, ale spotkało mnie coś co w ogóle się nie powinno wydarzyć i teraz naprawdę wolę dmuchać na zimne. Nie zakładaj najgorszego (mam przeczucie, że to na pewno nie to), ale badaj, sprawdzaj, bądź czujna bo im szybciej coś znajdziemy tym szybciej możemy zareagować. I powiem jeszcze, że teraz to wolałabym żeby mnie weterynarz od razu nastraszył panleukopenią niż leczył Tosię na niestrawność. Bo mielibyśmy czas, którego zabrakło.
Dziewczyny może złapały przeziębienie, sterylizacja to spadek odporności, wizyty u weta, zima za oknem...Ostatnio kot znajomej też miał katarek, takie przeziębienie jak u ludzi. Zróbcie badania krwi bo one na pewno nie zaszkodzą i wykluczcie wszystko co najgorsze, a dziewczynki niech wracają szybko do zdrowia!! Chcemy je już widzieć rozbrykane i zdrowiutkie jak rybki, takie ślicznoty aż chce się oglądać:-)
Moja hodowczyni, której bardzo ufam radzi w takich przypadkach zamknąć kociastego w bardzo cieplutkim pokoju na dzień/dwa.
Zaciskam kciuki, żeby to tylko katarek był i ściskam obie kotunie i Ciebie też.
Nie stresuj się, bo w końcu Ty wysiądziesz, a musisz mieć siłę dla wszystkich swoich dzieci.
Przytulam ciepluteńko
Bardzo Wam dziękuję za słowa otuchy. I wsparcie. To forum jest naprawdę potrzebne.
Po południu dziewczyny zjadły tuńczyka z Cosmy ( przyszła dzisiaj wielka paka z zooplusa). Potem poszły spać i śpią do tej pory.
Staram się nie zmartwiać i być dobrej myśli.
Mocno trzymam kciuki za zdrówko dziewczynek
Happy dostała dzisiaj ostatnia dawkę antybiotyku i interferonu. Od wczoraj Hoshi zaczęła 7 dniową kuracje interferonem. Wetka zaproponowała, żeby nauczyć mnie robić zastrzyki i podawać Hoshi interferon w domu. Oszczędziłabym Hoshi stresu związanego z codzienną jazdą do lecznicy i ograniczyłabym jej pobyt w miejscu, gdzie aż roi się od zarazków innych zwierząt. To rozwiązanie wydawało logiczne. Dzisiaj w lecznicy przy wetce spróbowałam dać zastrzyk najpierw Happy, a potem Hoshi. Niestety…. Nie wyszło. Dziewczyny bardzo się denerwowały, ja chyba bardziej i one to czuły. Chwyciłam skórę tak jak wetka mnie poinstruowała, pochwaliła mnie, że pod odpowiednim kątem ułożyłam igłę, ale niestety obie się wyrywały i widziałam, że kosztuje je to dużo stresu. Dlatego też zastrzyki zaaplikowała wetka. Umówiłyśmy się, że jutro spróbuję dać Hoshi zastrzyk z interferonem, a jeśli nie wyjdzie to pojadę z nią po prostu do lecznicy. Spróbuję. Może w domu będzie mniej zestresowana… Naprawdę chciałabym uniknąć jeżdżenia w kółko do lecznicy.
Niestety do dziewczyn przypałętało się jeszcze jedno świństwo. Jakaś infekcja skórna. Wetka poświęciła lampą UV i nie stwierdziła zmian grzybiczych. Dostałam maść i muszę ją dziewczynom wsmarowywać 2x dziennie.
Powiedziała, że ewidentnie jakiś wirus krąży. Z jednej na drugą. Najlepiej byłoby je rozdzielić, wtedy szybciej doszłyby do siebie. Mnie nie bardzo się podoba ten pomysł.
Już wystarczająco stresu miały ostatnio….
Jestem załamana całą tą sytuacją...
I jeszcze to na dodatek.....
O matko...bidulki, ale wszystko po kolei się przyczepia może wetka ma rację, dziewczyny po sterylce mają spadek odporności i być może właśnie w lecznicy ciągle łapią te rozmaite świństwa. Może jutro na spokojnie w domu, jednak uda Ci się zrobić ten zastrzyk. Ja też musiałam się tego nauczyć, bo mamy do najbliższej lecznicy 30 km. więc jeżdżenie codziennie to nie tylko koszt, ale i dodatkowy stres, szczególnie dla Idriska, który całą drogę wyśpiewuje arie operowe...zastrzyki robiłam kilkakrotnie, chociaż nie powiem, też strasznie się przy tym denerwowałam. Ale dałam radę i mam nadzieję, że Ty też dasz
A rozdzielenie...nie wiem, raczej nie to chyba większego sensu, zestresują się jeszcze bardziej, a te wirusy przecież i tak pochodzą z "zewnątrz"...
Trzymam kciuki za zdróweczko dziewczynek, a dla Ciebie dużo spokoju i wytrwałości, bo wszyscy wiemy jak dużo nerwów to nas kosztuje
Bardzo Ci współczuję tego całego stresu. Biedne koteczki. Trzymajcie się!
Kurczę znowu coś, niech te dziewczynki już dojdą do siebie :-( Strasznie współczuję i myślę o Was! Kciuki cały czas zaciśnięte!
Przytulam i Ciebie i koteczki Współczuje bardzo tego stresu Z pewnością tak częste wizyty w lecznicy niestety nie pomagają dziewczynkom dojść do siebie. Trzymam mocno za Was kciuki i życzę zdrówka
Ja też mocno zaciskam kciuki, żeby te choróbska w końcu sobie poszły.
Ciepłe myśli przesyłam i niech już będzie dobrze.
A na te zmiany skórne spróbuj psiknąć Octenisept.
Miałam dwa razy coś podobnego i świetnie poskutkowało.
Może napisz do mruczka na priv - to mądra dziewczyna ( wet) Sama ma koty , wiec wie dużo na ich temat .
I ja mocno trzymam kciuki za Dziewczynki !
I jak tam sytuacja?
Jest poprawa. Już najgorsze za nami – taka mam nadzieję.
Dziewczyny czują się coraz lepiej, apetyt dopisuje, bawią się, biegają. Po gorączce ani śladu. Rany na brzuszku goją się świetnie. Dziewczyny coraz bardziej przypominają siebie przed operacją. Przeżyliśmy z mężem chwile grozy. Był smutek, łzy, strach, nieprzespane noce. Budziłam się co kilka godzin, aby sprawdzić czy po prostu oddychają…
Ale o tym już nie chcę pamiętać...
Najważniejsze, że jest już lepiej. Z każdym dniem mają więcej siły.
Jeszcze Hoshi musi dokończy kurację interferonem. Zostały nam 3 zastrzyki, które sama jej aplikuję. Jest przy tym stres, ona się wyrywa, ale jakoś dajemy radę. Po zastrzyku od razu daje jej i Happy smakołyki i zaczynamy zabawę. Chcę, żeby kojarzyła, że po zastrzyku jest nagroda i zabawa, żeby też rozładować jej stres. Mam nadzieje, że dobrze robię?
Na łapkach nadal mają te gołe placki bez sierści. Jak zaczynają je lizać to odciągam ich uwagę i zaraz zaczynam się z nimi bawić. Skonsultowałam to jeszcze z innym wetem i on powiedział, że nie ma rzeczywiście zmian grzybiczych i że jeśli one te miejsca liżą, to może być reakcja na stres, którego miały ostatnio bardzo dużo. Powiedział, żebym nadal smarowała te miejsca maścią i reagowała jak zaczynają je lizać. Jeśli to nie poskutkuje to będziemy się zastanawiać co dalej. Najważniejsze, żeby odpoczęły sobie od lecznicy i zapomniały o tym wszystkim.
Mam nadzieję, że to już koniec stresu dla nas wszystkich. Nie wyobrażałam sobie, że można się tak bardzo bać o koty. Że tak bardzo można je pokochać i cierpieć razem z nimi. Myślę, że mnie rozumiecie mnie doskonale.
Bardzo dziękuję Wam wszystkim raz jeszcze za wsparcie i podtrzymywanie mnie na duchu.
Jestem Wam bardzo wdzięczna.
Wkrótce zamieszczę już w naszym wątku kilka nowych zdjęć , bo wiem, że niektórzy już się dopominają. Pozdrawiam serdecznie.
Jak dobrze od samego rana przeczytać coś pozytywnego.Cieszę się razem z wami ,że nareszcie wychodzicie na prostą .
Mizianki dla dzielnego dueciku i kciuki za całkowity powrót do zdrówka
Dobre wieści :-D super!
I ja nie mogę doczekać się zdjęć
Świetne wieści. oby już od tej pory tylko słoneczko Wam świeciło i dopisywał humorek.
Cieszę się z poprawy. Żal mi koteczek i żal mi Was, że musieliście przejść przez ten koszmar. Wyprzytulajcie Futerka także ode mnie! Trzymam kciuki, by wszystko już się zupełnie unormowało i czekam na fotki!
U nas w domu zawsze jest zwierzak. Pies, kot, chomik .... I zawsze w celach "awaryjnych" na trudne rany stosuję tribiotyk (można kupić w Aptece pojedyncze malutkie saszetki). Niewielka ilość na koniec paznokcia. Wsmarowuję 2-3 razy dziennie. Zwykle po trzech dniach nie ma problemu, albo widać zdecydowaną poprawę.
Boże moje faworytki po takich przejściach jestem załamana super,że juz wszystko za wami;)
Super, że jest lepiej