Pytania i porady wszelakie :)
sratatatajka portal
Mi kiedyś wypuściła korzonki, trzymałam w wodzie w wazonie. To był zupełny przypadek, nie miałam pojęcia, że coś takiego może się stać, więc nie będę próbowała udzielać Ci rad Potwierdzam tylko, że może się udaćSmużka napisał: Co to są "oczka"?
Ja jestem zielona w tym temacie.
Nie sądzę, żeby mi się udało, ale żal wyrzucać i nie spróbować.
Oczka, to te miejsca, z których wyrasta listek.
Dziewczyny czy podawałyście kiedyś swoim dzieciom preparat EYE Q?
Moja córka ma problemy z koncentracja, wymową i ma dysleksję oraz problemy z pamięcią.
Naszczęście uczy się dobrze, ale wiem ile ją to kosztuje. Kupiłam preparat, żeby jej pomóc (wspomaga koncentrację), ale może ma ktoś doświadczenia z preparatem...
Nie znalazłam innego pasującego tematu, żeby zadać to pytania, a mianowicie - czy macie w domu problem z insektami i jeśli tak, to czy używacie jakichś środków, które zaszkodzą insektom, ale nie kotu? U mnie co jakiś czas pojawiają się mrówki i choć ze "zwiadowcami" szybko rozprawia się Tula, to obawiam się większej inwazji, która niestety zdarza się raz czy dwa w roku. W dodatku przed chwilą przebiegł mi przez podłogę jakiś zwierz, wyglądający na pająka, ale tak ogromny, że pierwszy raz od dawna przestraszyłam się takiego stworzenia i choć zwykle wynoszę je na dwór, tym razem chciałam go zdeptać, ale był tak przerażający, że odskoczyłam ze strachu! dawniej i mrówki i takiego delikwenta spryskałabym rajdem, ale mając w domu kota to raczej nie wchodzi w grę. Znacie jakieś środki na insekty, które nie zaszkodzą kotu?
Na mrówki dobry jest sok. Moja mama wlewa na kilka zakrętek od słoików sok (taki dolewany do wody) i rozstawia w kilku miejscach w domu. Mrówki łaszczą się na słodkie, włażą do zakrętki i posklejane nie mają jak uciec. Jak zakrętka się wypełni, wywalić do kontenera.
Na mrowki dobry jest tez anyz - one go nienawidza i wynosza sie z takiego domu (poprostu kup np. anyzowy aromat i powylewaj go w miejscach gdzie one chodza).
dnia Nie 19:24, 04 Lis 2012, w całości zmieniany 1 raz
Dzieki za porady. Sprobuje z anyzem, wersja z sokiem troche mnie odrzuca poza tym nawet gdy w akcie desperacj siegalam po rajda mialam potem wyrzuty sumienia, widok ginacych w soku mrowek przyprawilby mnie o jeszcze wiekszego moralniaka.
Właśnie w telezakupach w tv widziałam jak reklamowano urządzenie do odstraszania insektów i gryzoni przeznaczone do wkładania do gniazdka. Było hasło w tej reklamie, że nie szkodzi zwierzętom domowym. Często widywałam takie urządzenia w domach w Skandynawii. Najcześciej w Norwegii. Tam mają fioła na punkcie ekologii więc sądzę, że fakt że się tego tam używa świadczy o nieszkodliwości. Czy działa nie pytałam. ale widywałam to naprawdę w wielu domach. To cudeńko kosztowało coś koło 100 pln. Telezakupy to było, albo tv market, albo telezakupy mango. Nie pamiętam.
Polka Inka
Chciałabym wreszcie zacząć poszukiwania turystycznej kurtki (skoro buty mam).
Kurtka nadająca się do śmigania wiosną, jesienią (zimniejsze letnie dni) po mieście oraz poza miastem (także niskie górki). Lekka, praktyczna, ale też ładna.
Nie znam się kompletnie.
Nawet nie wiem, na co zwracać uwagę. Dopiero zaczynam czytać na ten temat.
Do 600 zł.
Ktoś mi coś podpowie?
Masz rację wiosnę trzeba zacząć prowokować.
Może tu coś Cię zainteresuje:
http://www.ceneo.pl/Kurtki_damskie;017P10-887-1085.htm
A tu typowe do biegania:
http://www.produktynike.sportclub.com.pl/pol_m_NIKE-BIEGANIE_Bluzy-i-kurtki-do-biegania-damskie-2754.html
Powodzenia w poszukiwaniach.
Chodzi mi o kurtkę trekingową.
Czytam cały czas i już pękam od nadmiaru nieznanych mi słów.
Nie wiem, czy potrzebuję softshell, activeshell, windstopper, windbloc, z membraną (i jaką? L 1, 2, 3?) a może bez niej....
Załamuję się powoli, tyle tego i ceny jak z kosmosu...
Jak pierwszy raz czytałam Twojego posta, to siedział koło mnie mąż i wyraził opinię, że najlepiej przypasuje Ci softshell. Nie pisałam, bo się nie znam, nie drążyłam tematu i teraz też nie rozwinę
Boję się, że na rowerze będzie mi w nim za gorąco.
Zresztą już doszłam do wniosku, że kupię 3 kurtki (nie wszystkie na raz, bo nie mam tyle pieniędzy).
1 z membraną (może softshell, ale nie wiem jeszcze), drugi polar i trzecią cieniutką od wiatru tylko (z tą ostatnią jest ciężko - w sklepach nic nie ma, a polecane na forach modele są niedostępne już lub poza moim zasięgiem finansowym).
Kupiłam dziś 2 kurtki!
Jednego (cienkiego) softshella od wiatru.
I jeszcze dużo cieńszą, leciutką kurteczkę od deszczu.
W przyszłym miesiącu kupię polar z kapturem, a potem ze 2 pary spodni i już będę przygotowana do wiosenno-letniego sezonu.
A ja znów mam problem z mrówkami nawet nie zauważyłam, że powróciły. Głupia jestem, ze swoich dziewczyn nie słuchałam! Teraz zajarzyłam, że one już mi od jakiegoś tygodnia wszelkimi sposobami pokazywały, że tam są mrówki! W końcu przestały jeść chrupki. Dziś biorę miseczki, by nasypać nowych - a tam cała karma się rusza! To mrówki znalazły sobie świetną spiżarnię, nawet zrobiły dziurę w fudze tuż przy tym miejscu, gdzie stoją miseczki. Skropiłam dziurę octem i wysypałam mieloną kawę pod dywanem, na całej długości ściany. Nie wiem co jeszcze mogę zrobić. Wyczytałam wiele sposobów, ale boję się o dziewczyny. Aurelka już próbowała włożyć nos w dziurę z octem, teraz siedzi i co chwilę odwija dywan, żeby kontemplować kawę
A uzywalas moze takich plytek do postawienia, one odstraszaja owady m. in. mrowki. U nas stala taka w kuchni przez dluzszy okres i mrowki nie wchodzily. Tylko nie wiem jak z kotami. To jest w plastikowej ramce, ale jak kot sie postara to moze sie dostac do srodka. U mnie stala na parapecie na ktory kot nie wchodzi
Ines napisał: A ja znów mam problem z mrówkami nawet nie zauważyłam, że powróciły. Głupia jestem, ze swoich dziewczyn nie słuchałam! Teraz zajarzyłam, że one już mi od jakiegoś tygodnia wszelkimi sposobami pokazywały, że tam są mrówki! W końcu przestały jeść chrupki. Dziś biorę miseczki, by nasypać nowych - a tam cała karma się rusza! To mrówki znalazły sobie świetną spiżarnię, nawet zrobiły dziurę w fudze tuż przy tym miejscu, gdzie stoją miseczki. Skropiłam dziurę octem i wysypałam mieloną kawę pod dywanem, na całej długości ściany. Nie wiem co jeszcze mogę zrobić. Wyczytałam wiele sposobów, ale boję się o dziewczyny. Aurelka już próbowała włożyć nos w dziurę z octem, teraz siedzi i co chwilę odwija dywan, żeby kontemplować kawę
witam w temacie mrówek mam pewne doświadczenie bo i u mnie zagościło to świństwo tylko sprawa wcale nie jest taka prosta nie wiem gdzie mieszkasz bo jeśli we własnym domu to po problemie ,ale jeśli w bloku to juz gorzej ja wtedy mieszkałam w bloku i większość mieszkań była zaatakowana i chociaż u siebie wytempiłam to po 2-3 miesiącach pokazywały się znów dopiero jednoczesna dezynsekcja piwnic klatek schodowych i indywidualnie każdy we własnym mieszkaniu rozkładał takie zielone kratki czymś nasączone (można kupić w markecie ) przyniosły skutek i zakończyły sprawę mrówek kratkę kładzie się gdzieś wysoko na szafce np kuchennej pod sufitem tam gdzie koty nie wskaczą bo to swiństwo jest szkodliwe i jest napisane z tego co pamietam że nie może lezec w pobliżu art spożywczych ,ale my nie mielismy wyjscia wtedy mielismy małe dziecki i psa a mrówy były juz wsządzie wiec kratki lezały pod sufitem w kuchni jedna a druga w łazience pod zabudową brodzika jak widac wszyscy żyjemy a mrówki nie
Ja mieszkam w kawalerce wydzielonej na poziomie ziemi z domu z ogrodem. Wiosną i latem spacerując po osiedlu mam wrażenie, że wszystkie domy stoją na jednym wielkim mrowisku te mrówki są dosłownie wszędzie.
Nie chciałabym stosować chemii, bo mrówki chodzą tylko na poziomie ziemi, więc stawianie kratek pod sufitem chyba mija się z celem poza tym jednak mimo wszystko nie chciałabym ich zabijać, tylko odstraszyć. Mam wyrzuty sumienia, że wczoraj zabiłam kilka. Nic złego przecież nie robią, tylko szukają wody i pożywienia, żeby żyć, jak każde stworzenie.
Jakoś się chyba muszę przemęczyć. Niebawem powinniśmy się przeprowadzić, do tego czasu postaram się nie zwariować.
Ines napisał: Jakoś się chyba muszę przemęczyć. Niebawem powinniśmy się przeprowadzić, do tego czasu postaram się nie zwariować.
Przeprowadzka niekoniecznie zmieni coś w tym temacie... U mnie latem też się pojawiają. Mieszkam w bloku i to dosyć wysoko. W kuchni zalewałam je wodą (tzn. lałam im ją do tuneli, którymi się przedostawały). Niedobitki wybijałam własnoręcznie. Dobra jest ponoć plastelina, ale czy koty tego nie zjedzą, to nie wiem.
dnia Wto 10:57, 19 Mar 2013, w całości zmieniany 1 raz
Ja mieszkam na parterze w bloku i nigdy w życiu nie miałam mrówek w domu.
U moich rodziców za to były. Też w bloku, ale na 13 (!) piętrze.
Ale u nich teraz regularnie dezynfekują zsyp i problem się więcej nie pojawił.
Koleżanki ze szczurzego forum stosują płytki na owady i są zadowolone.
Ja już kiedyś mieszkałam dosyć długo w tym miejscu gdzie się mamy nadzieję przeprowadzić - właśnie dlatego bym chciała tam, że to miejsce znam i mam z nim związane określone plany. Mrówek tam nigdy nie było (odpukać). Sąsiedzi nieciekawi i ogólnie okolica nie rewelacyjna, ale przynajmniej mrówek brak...
Sąsiedzi są chyba ważniejsi od mrówek.
Potrafią uprzykrzyć życie.
Mi parę lat temu sąsiadka wycięła kilkunastoletnie drzewo sprzed okna (składając w moim imieniu skargę do administracji!!!!). Do dziś jej tego nie wybaczyłam, obmyślam zemstę (chcę jej wytruć krzaki bzu, ale nie wiem, jak to zrobić, żeby wyglądało, że same uschły...), ale uśmiecham się uroczo i udaję miłą (jak będę udawać jeszcze parę lat, to straci czujność i nie będzie mnie podejrzewała, gdy jej się coś z ogródkiem stanie). Wrr..
Nie, no żartuję.. Nic nie zrobię, ale myśl cały czas powraca i kusi.
Ines, możesz jeszcze spróbować posypać solą. Mieszkam w domku i w lecie od jakiś 4 lat mamy koszmar mrówek Wcześniej wsypywałam sól w ościeżnice okien tarasowych starając się omijać części metalowe i zdało egzamin, bo nie wchodziły już do domu. Do pełnej ofensywy przeszłam, kiedy stwierdziłam, że brak mrówek w domu to za mało, ja jeszcze potrzebuję komfortu kiedy chodzę po trawniku i opalam się na tarasie bez obawy, że zacznie mi się coś wspinać po nodze (brrr...już mnie wszystko swędzi na samą myśl o tym ). Solą w końcu wybiłam większość mrowisk na działce, co niestety odbiło się na kondycji trawnika, bo trawa wyschła w posypanych miejscach (się tata potem dziwił dlaczego, a ja siedziałam cicho szczęśliwa, że to świństwo wybiłam ).
Całe szczęście nie mam potem wyrzutów sumienia, owady to dla mnie coś obok zwierząt
dnia Wto 15:53, 19 Mar 2013, w całości zmieniany 2 razy
noele napisał: ICałe szczęście nie mam potem wyrzutów sumienia, owady to dla mnie coś obok zwierząt
Nawet Ci zazdroszczę. Ja dzisiaj płakałam trzy razy - najpierw nad wczorajszymi mrówkami. Potem nad pstrągiem, którego kupiliśmy na obiad (patrzył się na mnie i zrobiło mi się go szkoda). Potem nad papirusem, że go koty zjedzą. Czasem sama ze sobą wytrzymać nie mogę, a męża swojego podziwiam - święty człowiek, że ma do tych moich "czarnych dziur" cierpliwość. Jakbym nie była pewna, że nie, to bym pomyślała, że jestem w ciąży - taka się ze mnie płaczka ostatnio zrobiła
Ja też płaczę nad każdym robaczkiem.
No może nad kleszczami i pchłami nie. Ale to była wojna i nie ja ją zaczęłam. Zabijam w samoobronie (znaczy w obronie moich czworonogów)!
Ale pajączki wyrzucam za okno (czasem razem ze szklanką, bo się boję, że wypadnie i do mnie wróci, a mnie pająki przerażają).
W zeszłym tyg. miałam doła przez 2 dni po tym, jak zobaczyłam na FB zdjęcie mojej koleżanki jedzącej kraby (jest teraz w Tajlandii). Pomyślałam, że zostały żywcem ugotowane... Na talerzu wyglądały jak żywe.. oczka, nóżki, czułki..
Masakra.. Lepiej się nie zastanawiać, bo znów wege będę musiała zostać.
Moja mama też wynosi pająki na zmiotce na zewnątrz, ja się jednak nie patyczkuję (pewnie w następnym wcieleniu też mnie ktoś tak potraktuje ).
Ale jeśli chodzi o patrzące potrawy... brrrr, coś strasznego, ja ryczałam zawsze jak mój tata zabijał karpie na wigilię Potem i on się poddał i kupujemy już gotową tuszę, choć moja mama zawsze pierwsze co - odetnij głowy, bo one na mnie patrzą. Ja się ograniczam do filetów, to już żywego stworzenia za bardzo nie przypomina
Smużko, ja bym musiała nic nie jeść, bo mi roślin też jest strasznie szkoda
Noele, ja najbardziej cierpię w zimie - przecież nie wyrzucę owada na dwór, bo zamarznie!
Z rybami mam mniejszy problem. Od dziecka wędkuję i jakoś tak łatwiej jest mi zjeść rybę, o której wiem, jak została złowiona i że została zabita po to, żebym mogła się nią pożywić. Nie hodowana w jakichś sztucznych zbiornikach, męczona przed śmiercią, zabijana nie wiadomo jak.
Tłumaczę sobie, że to jest taki naturalny krąg życia, jedno stworzenie żyje, a potem przychodzi czas, żeby oddało swoją energię, żeby mogło żyć kolejne. Chodzi tylko o to, żeby to życie było godne. Jak jem mięso to martwi mnie, jak zwierze które jem żyło i jak zostało zabite. I to mnie najbardziej dołuje, że pewnie nie tak, jak to być zrobione powinno...
Jakoże w najbliższym miesiącu jest dzień matki, a moja mama lubi tylko praktyczne prezenty to postanowiłam kupić jej kremy do twarzy (na dzień i na noc) . Myślę o takich kremach do 200/300 zł za pudełeczko i tutaj jest problem - wogóle się na tym nie znam (moja mama nie kupuje sobie normalnie takich kremów więc nie ma mowy o podpatrzeniu produktu).
Jeśli chodzi o dane techniczne to potrzebuje krem przeciwzmarszczkowy i do cery naczynkowej.
Liczę na wasze podpowiedzi w tej kwesti
A ile lat ma mama? Ma cerę raczej suchą, normalną, czy tłustą? Chętnie doradzę :-) Z kremami "premium" nie mam tak dużego doświadczenia, bardziej specjalizuję się w dermokosmetykach i od razu przychodzi mi do głowy seria SVR po 45 roku życia, baaaardzo chwalona przez klientki i o dobrym składzie http://www.svr.pl/gamy/densitium-45/
ale jak napiszesz troszkę więcej szczegółów o skórze, to mogę podrzucić jeszcze kilka propozycji :-)
Ma 49 lat, cere mieszana - raczej sucha,ale z tendencja do wypryskow, raczej alergiczna (w zimie strasznie jej sie czerwieni twarz jak wejdzie do cieplego pomieszczenia) i mysle ze najwiekszy problem to wory pod oczami - dlatego tez sie zastanawialam nad jakims serum pod oczy . Cere ma taka jakby ziemista, wiec krem rozswietlajacy by nie zaszkodzil.
Nie jestem przywiazana do tego ze cena musi byc wygorowana. Nie chce kupowac bubla w ladnym flakonie.
Na naszym forum mozna znalezc specjalistow w kazdy temacie
dnia Śro 7:34, 10 Kwi 2013, w całości zmieniany 1 raz
Konstancjo, mam cerę bardzo podobną jak u Twojej mamy. Jedyna różnica, to że się nie czerwieni. Wydaje mi się, że jeżeli są tendencje do wyprysków, to skóra jest raczej tłusta w wewnętrznej warstwie, a tylko naskórek suchy, wręcz czasem łuszczący się. W zeszłym roku kupiłam sobie Vichi Idealia właśnie do cery suchej i zaraz sprezentowałam go znajomej. Użyłam go na noc, rano dosłownie ociekałam tłuszczem, wcale się nie wchłonął. To tak z mojego doświadczenia...Ogólnie zawsze miałam problem z doborem kremu, bo na większość reaguję alergicznie
Zdaje się, że aalchena ma sporą wiedzę w tym temacie, więc może i ja skorzystam z jej porad
Fajnie z ceną zmieścić się w sumie, którą Twoja mama jest w stanie potem sama wykładać na krem, jeśli jej się spodoba.
Ja teraz muszę swojej kremy kupować na wszelakie uroczystości, bo się zachwyciła, ale cena ją przeraża i jak jej nie kupię, to z wielkim żalem wraca do swoich staroci, które są tańsze.
Ja miałam problemy z cerą, rozszerzone pory, naczynka, wypryski no cuda wianki. Im droższe i lepsze niby kosmeyyki stosowałam tym było gorzej. Od kilku miesięcy zmieniłam totalnie pielęgnacje cery i tak o to stosuję do mycia mydełko węglowe z tego sklepu http://farma-eko.pl/her-soap-oliwka-and-wegiel-100-g.html mam go już kilka miesięcy ( chyba od listopada albo grudnia ) i dopiero kończę pierwszą kostkę. Używam też co dziennie mleka, polecam popatrzeć na youtube albo poczytać w necie jakie fajne efekty przynosi mleko.
Zamiast kremów sklepowych stosuję olej arganowy na zmianę z kokosowym i jest rewelacja. Jak skończę te oleje to wypróbuję jeszcze truskawkowy, z malin i awokado. Ogólnie polecam zwrócenie się w stronę kosmetyków naturalnych, działają cuda i są o wiele lepsze i tańsze. Polecam poczytać różne opinie na wizażu oraz np na blogu Aliny, który bardzo polubiłam ostatnimi czasy, tutaj pisze o olejkach do twarzy: Polecam dla mamy ten właśnie z opuncji, jest drogi ale ponoć super: http://www.alinarose.pl/2013/04/7-najlepszych-olejkow-do-pielegnacji.html
Jeśli już chcesz koniecznie taki zwykły krem do twarzy, żeby był w słoiku to polecam poszukać w sklepach internetowych, a nie przepłacać 300zł za słoiczek w sklepie, który ma skład o wiele gorszy, bo chemiczny. Życzę powodzenia
Moniko, dzięki Że też człowiek tyle lat żyje i no to nie wpadł Zajrzałam wczoraj do poleconego przez Ciebie sklepu, zakupiłam mydełko i olejek arganowy, który akurat był w promocji Też jestem zwolenniczką tego, co najbliższe naturze. Mam w ogródku skalniaczek z ziołami, korzystam też z tych dziko rosnących. Co roku robię syropy i maści, taniej, zdrowiej, bez chemii i w dużej mierze skuteczne. Nie wspomnę już o sokach i naszym ulubionym miodku z mniszka lekarskiego
Konstancjo, może i dla Twojej mamy te olejki to dobre rozwiązanie Też stykałam się z wieloma opiniami, że kremy im droższe, tym więcej w nich chemii i związków rakotwórczych!
Ja tez zagladnelam do watku od Moniki i zamowilam sobie kilka rzeczy z tego sklepu Szkoda ze nie maja jeszcze oleju z cytryny, bo tez mi sie spodobal
Natomiast jesli chodzi o krem to wciaz czekam na porade od alcheny
Ja zaglądałam jeszcze na allegro, tam jest sporo różnych olejków. Jednak myślę, że trzeba zatrzymać się tam na dłużej i dobrze zgłębić temat, żeby nie trafić na jakąś podróbkę
Mam pytanie z innej beczki...
Córka upatrzyła sobie przez internet dywan w Ikei:
http://www.ikea.com/pl/pl/catalog/products/10177885/
Śmieszne pieniądze, ale jej się podoba Na żywo go nie widziałam, musiałabym zdecydować w ciemno (sami nie wybierzemy się do Ikei, ktoś przy okazji mógłby nam przywieźć). Zastanawiam się tylko nad jego praktyczną stroną w kontekście odkurzania z niego sierści... Pieniądze żadne, ale jakbym miała po miesiącu wyrzucić, to lepiej zacząć zbierać na droższy... Możecie coś o nim powiedzieć (doradzić lub odradzić)?
A jak bardzo Ci się spieszy z tym dywanem Jolu? My mam nadzieję niedługo będziemy się wybierać do Ikei, to mogłabym go obejrzeć bardziej empirycznie i powiedzieć jak wygląda "na żywo", ale to najwcześniej na początku lipca, chyba nie będziesz zwlekała tak długo...
Jolu ja dorzucę kilka spostrzeżeń . Ten dywanik ma dosyć miękki włos (miły w dotyku) jeśli jest ciut podobny do mojej wykładziny ( a z tego co widzę - raczej tak ) to katastrofa Właśnie jestem na etapie wymiany bo puszczają mi nerwy patrząc na tonę kłaczków zaraz po odkurzaniu. To ten z sypialni. U chłopców był sznurkowy-wczoraj wyleciał bo był ten sam problem. Chłopcy mają jeszcze taki zwykły ( malutki) ,z motywem ulicy http://www.ikea.com/pl/pl/catalog/products/20101871/ i ten sprawdza się rewelacyjnie .Przypomina fakturą najzwyklejsze wykładziny-niestety .Kłaki jednak go nie obłażą Mam wrażenie ,że przykładowo taki dywan byłby mniej okłaczony ( tylko przykład faktury) http://www.ikea.com/pl/pl/catalog/products/50247792/ . I jeszcze jedno słowo o sznurkowych. U chłopców katastrofa ale to nie reguła. Kilka miesięcy temu kupiłam mały szary dywanik sznurkowy w Castoramie i jak dotąd sprawdza się rewelacyjnie a jest najbardziej oblegany przez futerka To tyle , mam nadzieję że nie namieszałam
Ines napisał: A jak bardzo Ci się spieszy z tym dywanem Jolu? My mam nadzieję niedługo będziemy się wybierać do Ikei, to mogłabym go obejrzeć bardziej empirycznie i powiedzieć jak wygląda "na żywo", ale to najwcześniej na początku lipca, chyba nie będziesz zwlekała tak długo...
Termin nie do końca jest zależny ode mnie, ale raczej wcześniej. Jeżeli nic się nie zmieni, to mój brat pojedzie najpóźniej w przyszłym tygodniu do warszawy i mógłby zajechać mi po ten dywan. Napisze do Ciebie, gdyby jego plany uległy zmianie i przesunęło się to w czasie.
butterfly2101 napisał: Jolu ja dorzucę kilka spostrzeżeń . Ten dywanik ma dosyć miękki włos (miły w dotyku) jeśli jest ciut podobny do mojej wykładziny ( a z tego co widzę - raczej tak ) to katastrofa Właśnie jestem na etapie wymiany bo puszczają mi nerwy patrząc na tonę kłaczków zaraz po odkurzaniu. To ten z sypialni. U chłopców był sznurkowy-wczoraj wyleciał bo był ten sam problem. Chłopcy mają jeszcze taki zwykły ( malutki) ,z motywem ulicy http://www.ikea.com/pl/pl/catalog/products/20101871/ i ten sprawdza się rewelacyjnie .Przypomina fakturą najzwyklejsze wykładziny-niestety .Kłaki jednak go nie obłażą Mam wrażenie ,że przykładowo taki dywan byłby mniej okłaczony ( tylko przykład faktury) http://www.ikea.com/pl/pl/catalog/products/50247792/ . I jeszcze jedno słowo o sznurkowych. U chłopców katastrofa ale to nie reguła. Kilka miesięcy temu kupiłam mały szary dywanik sznurkowy w Castoramie i jak dotąd sprawdza się rewelacyjnie a jest najbardziej oblegany przez futerka To tyle , mam nadzieję że nie namieszałam
Małgosiu, mogłabyś przy okazji sprawdzić (jeśli jest etykieta), z czego są te Twoje dywany, do których nie lepi się sierść (zwłaszcza ten z Castoramy)? My mamy sznurkowy w sypialni (nieduży dywanik), który się świetnie odkurza z sierści i on jest z polipropylenu, tak samo jak ten szary, nad którym się zastanawiamy
Szczerze mówiąc, chciałam, żeby był miękki...
Dziękuję dziewczyny za odzew i pomoc
dnia Śro 22:03, 05 Cze 2013, w całości zmieniany 1 raz
Mówisz -masz już sprawdziłam Ten z Castoramy jest z polipropylenu FLOKO DOMO SHAGGY-szary. Niestety te doprowadzające mnie do szału też Poprzednio w salonie a teraz w sypialni do rozpaczy doprowadzały mnie takie: http://www.arte.pl/pl/p/Wyk%C5%82adzina-dywanowa-AW-Love-Affair-19/5155
http://www.castorama.pl/katalog-produktow/podlogi-i-sciany/wyk-adziny/wykladzina-dywanowa-fiolet.html
Chyba nie ma reguły. Ja na razie trzymam się tego z castoramy. Do sypialni też sobie zafunduję kremowy jak tylko wywalę tę wykładzinę
Edit: coś pokręciłam z wstawieniem adresy , chyba czas do łóżka -a jednak nie:smt003 [/url]
dnia Śro 22:41, 05 Cze 2013, w całości zmieniany 2 razy
Kupiłam dzisiaj ten z Castoramy Bardzo fajnie pasuje kolorystycznie do futerka Rosi No i koty uznały, że jest wygodny
No tak zapomniałam dodać ,że koty go kochają
Jeszcze poruszając temat kremów to polecam mydło Allepo kosztuje jakies 7 zl (w mydlarniach i tego typu miejscach), ale pomaga, jest to mydło naturalne wiec nie powinny występować objawy alergiczne
Ja wynalazłam takie mydełka i właśnie testuję to na przebarwienia. Co prawda droższe, ale jedyne jakie znalazłam i podobno wystarcza na bardzo długo. Miało świetne opinie, zobaczymy...
http://www.mydlarnia.info/medycyna-arabska-cat-225-page-2.aspx
Macie może do polecenia jakiś ładny lakier do paznokci w kolorze bladego/jasnego różu?
Nic neonowego (takie mam ), taki romantyczny, delikatny kolorek.
Lakier trwały, łatwo się rozprowadzający (najlepiej z Essie lub OPI).
Naszła mnie ochota na coś w tym guście i trzyma już ze 3 tygodnie, ale jeszcze nic nie kupiłam.
Chciałam polecić lakier Inglota, ale on nie będzie się trzymał 3 tygodni. Ale są ładne kolory np. 842 i 803
Zobaczę sobie przy okazji.
Inglotowych nie lubię za pędzelek. Jakoś zawsze się muszę namęczyć, żeby ładnie pomalować. Mam kilka lakierów od nich i z każdym mam to samo.
Przy OPI machnę 2 razy i już jest idealnie.
Essie z cienkimi pędzelkami też mniej lubię niż te z grubszymi.
Poza tym Inglot mi się dość długo trzyma (spokojnie 5 dni, a potem i tak mi się nudzi i zmieniam).
Cóż, ja mogę powiedzieć ze poleca je moja siostra ktora studiuje kosmetologie
Tak samo błoto z morza martwego
zuza,
Jednak te ingloty (pooglądałam swatche póki co) to bardziej nudziaki, nie róż.
Szukam bardziej takich:
http://wizaz.pl/var/wizaz/storage/images/media/images/essie-pink-nail-rozowy-lakier/720368-1-pol-PL/essie-pink-nail-rozowy-lakier_image_width_330.jpg
Ale nie wiem, jaki wybrać.
Szczerze mówiąc ja lubię ingloty, jednak każdy lakier wymaga cierpliwości przy nakładaniu, i tak samo lakier za 3 zł będzie się trzymał jak i lakier za 50 zł.
Jak pracowałam w studiu urody, to najpierw nakładałam cienko 1 warstwę, a po dłuższej chwili jak już wyschła, to dopiero 2 warstwę i się trzymały długo.
A dla osób z tłustą płytką, taką jak ja- odtłuszczałam szybciej płytkę spirytusem albo zmywaczem do paznokci.
Smużko, 803 jest pudrowo różowy ;> (przynajmniej na moich paznokciach, mam go nawet w domu )
http://4.bp.blogspot.com/-0dTYRiyTNZo/T7U6B7eLtfI/AAAAAAAAA1E/_QtvX9ycipw/s1600/a201205143208.jpg
http://kosmetyki-perfumy.com/4197-5171-thickbox/inglot-lakier-do-paznokci-151.jpg może ten? chociaż ja za nim nie przepadam
A co do odtłuszczania paznokci to np. zmywacz z Inglota ma olejki, jest natłuszczający. Płyn do mycia naczyń dobrze odtłuszcza .
dnia Pią 21:34, 07 Cze 2013, w całości zmieniany 3 razy
Jasny róż polecam Essie Mademoiselle
Chodzi mi o zupełnie inny róż (taki pastelowy biało-różowy, ale mocno kryjący).
Te Ingloty to coś innego. Mademoiselle też nie to.
Może po prostu pomaluję więcej warstw OPI Bubble bath (mam). Może z mocniejszym kryciem wyjdzie mi taki róż, jaki sobie wymyśliłam.
Bell,
Może i każdy wymaga cierpliwości.
Ale są takie, które umiem rozprowadzić bez problemu (a nie jestem w tym dobra) i takie, po których już przy drugim paznokciu łapie mnie wkurw, zmywam i sięgam po inny lakier.
Mnie się nie wszystkie trzymają. Catrice czy Essece odpryskują mi już pierwszego dnia (mimo dobrego top coatu). Odpryskują z dłoni. Na stopach trzymają się całe wieki (i tylko tam już ich używam, bo nie lubię jak mi coś na mieście odpryska i nie mam jak poprawić).
Smużko, a miałaś z OPI lakiery brokatowe? Mnie bardzo spodobał się ten:
http://allegro.pl/opi-pussy-galore-bond-girls-liquid-sand-i3291333272.html
Zastanawiam się, ile jest potrzebnych warstw, żeby taki efekt uzyskać?
I ile kosztują te lakiery stacjonarnie? Będę w poniedziałek we Wrocku, to bym sobie takie cudo kupiła
Nie. Ja nie mam żadnego brokatowego. Jakoś nie mam do nich przekonania.
Zresztą ja dopiero od roku (może 1,5) maluję paznokcie. Wcześniej tylko beże i bezbarwne.
Dopiero rok temu zaryzykowałam i zaprzyjaźniłam się z kolorami (też ciemnymi lub jaskrawymi). Może kiedyś dojdę też do brokatu.
Stacjonarnie pewnie są strasznie drogie.
Nie wiem, ile.
Ja tylko przez allegro kupuję, bo wg mnie nie są warte ceny stacjonarnej (tzn. może są, ale ja tyle nie dam).
dnia Sob 11:37, 08 Cze 2013, w całości zmieniany 1 raz
Ja z kolei przez dość długi czas malowałam, a teraz mam 2-letnią przerwę, bo mam wrażenie, że żaden kolor na moich paznokciach nie wygląda dobrze. A teraz chciałam do tego wrócić, niby jakimś delikatnym kolorem, ale z bajerem Chociaż widzę, że ten z linka jest po prostu różowy na innych zdjęciach
Haha, nie dziwę się W sumie z ciekawości zobaczę ile kosztuje i przy okazji okreslę kolor 'na żywo'. A potem włączę allegro
Znalazłam takie piaskowe lakiery też z Paese (mają więcej odcieni) i chyba z tej firmy wypróbuję na początek - są dużo tańsze, więc jak mi się nie spodoba, to mała strata
dnia Sob 12:12, 08 Cze 2013, w całości zmieniany 1 raz
Ja muszę męża jakoś namówić do malowania mi paznokci u stóp.
Osobiście tego nienawidzę robić (a latem chodzę w sandałkach non stop i pomalowane pazurki lepiej wyglądają). Niby jestem dość szczupła (5 kg mniej i waga byłaby idealna), a i tak mi ciężko się wyginać i brzuch mi przeszkadza w malowaniu.
Tak się zastanawiam, czy nie wygodniej byłoby, żeby mi W. malował.
Ale jeszcze go nie namówiłam na żadną próbę.
Blady/ jasny róż można znaleźć w palecie Paese. Czytałam opinie, że to całkiem dobry lakier, ale sama nie próbowałam.
Tutaj link do strony (ale w Warszawie chyba maja gdzies swoje stoiska)
http://www.paese.pl/
Smużko a może stąd
http://makeup.perfumy.fm/index.php/strona/product/49
kolor sunrise pink albo golden pearl?
Czy orientujecie się, w przepisach; kto ma obowiązek zająć się konającym na szosie dzikim zwierzęciem?
W piątek jechaliśmy w nocy na Kaszuby (na pogrzeb dzieciaczka) i znaleźliśmy potrącone szczenie lisa. Była noc. Żadna klinika wet nie czynna. Te, do których udało nam się dodzwonić, odmówiły pomocy.. Policja również odmówiła.
Jedna z wetek mówiła, że policja ma obowiązek mieć umowę z łowczym, który odstrzeli takie zwierzę. Niestety policja o takiej umowie nie miała pojęcia.
Jestem wściekła! W rezultacie po 1,5 godzinie wiszenia na telefonie, sami utopiliśmy liska w rzece...
Na szczęście oberwał w głowę i był nieprzytomny cały ten czas.
A gdyby był przytomny?! Co mielibyśmy z nim zrobić? Nie mielibyśmy serca go tak zabić.
Kto powinien się tym zająć?
Jaki jest na to paragraf?!
Pewnie jeszcze nie raz taka sytuacja może nam się przytrafić. Chcę wiedzieć, kogo męczyć telefonami i jakich argumentów użyć.
A towazystwo opieki nad zwierzetami? tylko nie wiem czy oni dzialaja w nocy...
Okropna sytuacja, bardzo wspolczuje
Nie, na pewno nie TOZ.
W W-wie Straż Miejska ma obowiązek zabrać zwierzę i zawieźć do lecznicy, a którą miasto ma podpisaną umowę na świadczenie takich usług.
Ale byliśmy w Ostrołęce i tam nikt o niczym nie wiedział.. albo wiedzieć nie chciał.
Nie mow nawet...
Mnie strasznie boli znieczulica ludzi...
Kiedys jadac na uczelnie (niestety egzamin wiec nie bardzo moglam sie spoznic), widzialam jak na przystanku lezal martwy, potracony pies, dookola pelno ludzi, zero reakcji... Zadzwonilam na TOZ powiedzialam co widzialam i gdzie to jest, kobieta sie troche przerazila, a przynajmniej takie mialam wrazenie. Wracajac juz nie widzialam psiaka. Ale tak naprawde nie znam zasady ktora ruszylaby toz do dzialania a te panie zazwyczaj odbieraja telefon jakby mialy pretensjeze przeszkadzamy im w malowaniu paznokci
Z dzikim zwierzęciem gorzej, bo raz, że zwykle jest aktywne nocą i wtedy może być potrącone, a dwa że do zwykłego gabinetu wet. faktycznie mogą go nie chcieć zabrać.
Ten lisek był malutki (szczeniak), a gdyby to była sarna? Nawet nie moglibyśmy jej przewieźć nigdzie.
No i ta noc.. Nikogo nie ma. Ciężko się gdziekolwiek dodzwonić.
Google mówi, że trzeba na policję i oni MUSZĄ wiedzieć. Ale co z tego, że muszą, skoro jednak nie wiedzą i nas zbyli?
Wracając omal nie potrąciliśmy kobiety. Młoda panna postanowiła się zabić naszym kosztem. Wlazła nam przed samochód, na drodze szybkiego ruchu. CELOWO!
Na szczęście po nią policja przyjechała (choć mój mąż musiał ją trzymać za fraki przez pól godziny, bo jak puszczał, to znów pakowała się na drogę, mówiąc, że jej życie nie ma sensu i mamy się odpier...). ech..
straszne przeżycia nie zazdroszczę
najgorsza jest chyba bezradność i brak jakiejkolwiek pomocy
a co do tej babki to jak chciała popełnić samobójstwo to niech nie pociąga za sobą innych ludzi i nie niszczy im życia...
ech.. Przeżycia bardzo niefajne.
Nie chcę tego drugi raz przeżywać.
Policja powiedziała, że owa pani już nie pierwszy raz taki numer wykręca. Pewnie chce na siebie zwrócić uwagę, bo gdyby serio chciała się zabić, wybrałaby TIRa (ten by ją skuteczniej trafił).
Zresztą mnie jej problemy nie interesują. Chce się zabijać, niech robi to w zaciszu własnego domu! Mogła nas pozabijać! Jechaliśmy pełnym samochodem (z mamą i siostrą mojego Wojtka). A kto wie, czy nas na zeznania jeszcze nie będą ciągać (spisali nas i uprzedzili o takiej opcji).
P.S.
Śliczny awatar, Mgławico!
Muszę zaległości nadrobić, ale mam dużo pracy i rzadko czytam forum.
Kolejne pytanie:
Może mi ktoś polecić sensownego laptopa do 3 tys zł.?
Fajnie jakby był 14", ale może być większy.
Potrzebny mi głównie do siedzenia w necie i trzymania zdjęć na dysku. Nic innego na kompie nie robię.
Ja oczekuję od niego, żeby był ładny, ale mój mąż uważa, że to nie jest najważniejsze i że są istotniejsze parametry.
Mój stacjonarny dogorywa i coraz ciężej go reanimować. Lada chwila zostanę bez kompa.
Smużka napisał: Czy orientujecie się, w przepisach; kto ma obowiązek zająć się konającym na szosie dzikim zwierzęciem?
Jaki jest na to paragraf?!
Pewnie jeszcze nie raz taka sytuacja może nam się przytrafić. Chcę wiedzieć, kogo męczyć telefonami i jakich argumentów użyć.
Potworna sytuacja. Może zacytowane poniżej paragrafy przydadzą się nie tylko Tobie, ale nam wszystkim, bo jak piszesz, takie sytuacje będą się zdarzać, niestety.
Dz.U. 1997 Nr 111 poz. 724
USTAWA
z dnia 21 sierpnia 1997 r.
o ochronie zwierząt
Art. 25.
Prowadzący pojazd mechaniczny, który potrącił zwierzę, obowiązany jest, w miarę możliwości, do zapewnienia mu stosownej pomocy lub zawiadomienia jednej ze służb, o których mowa w art. 33 ust. 3.
Art. 33.ust.3
W przypadku konieczności bezzwłocznego uśmiercenia, w celu zakończenia cierpień zwierzęcia, potrzebę jego uśmiercenia stwierdza lekarz weterynarii, członek Polskiego Związku Łowieckiego, inspektor organizacji społecznej, której statutowym celem działania jest ochrona zwierząt, funkcjonariusz Policji, straży ochrony kolei, straży gminnej, Straży Granicznej, pracownik Służby Leśnej lub Służby Parków Narodowych, strażnik Państwowej Straży Łowieckiej, strażnik łowiecki lub strażnik Państwowej Straży Rybackiej.
3a. Gdy bezzwłoczne uśmiercenie zwierzęcia jest niezbędne do realizacji zadań związanych z ochroną przyrody na obszarze parku narodowego, potrzebę uśmiercenia zwierzęcia stanowiącego zagrożenie stwierdza w decyzji administracyjnej dyrektor parku narodowego, na którego obszarze znajduje się to zwierzę. Uprawnionymi do wykonania decyzji są upoważnieni przez dyrektora parku narodowego pracownicy wchodzący w skład Służby Parków Narodowych.
4. W razie konieczności bezzwłocznego uśmiercenia, czynność tą dokonuje się przez:
1) podanie środka usypiającego – przez lekarza weterynarii;
2) zastrzelenie zwierzęcia wolno żyjącego (dzikiego) – przez osobę uprawnioną do użycia broni palnej.
Miałaś pełne prawo domagać się interwencji/pomocy policji!!!
dnia Nie 23:02, 23 Cze 2013, w całości zmieniany 1 raz
Miałam, ale zostałam olana.
Takie są realia.
Smużko,
Zobacz sobie na Acer T272HL
a tutaj jest jego recenzja http://www.benchmark.pl/testy_i_recenzje/acer-t272hl-test.html
Ale to wygląda mi na monitor i to duuży.
A ja szukam małego lapka.
on ma ok 15"
to moze talbet jak ma byc tylko do internetu i zdjęć ?
poecam wejsc na komputronika i troszeczke poczytac
Warto zeby mial 3G
Musi być laptop. Musi mieć klawiaturę (piszę na forach, dużo). Nie lubię dotykowców (telefon też mam normalny z guziczkami, choć może się przestawię za jakiś czas ).
To będzie mój jedyny komputer.
Mi czytanie opinii nic nie da. Potrzebuje rady kogoś, kto się zna (a nie ocenia konkretny model).
Nie mam żadnego pojęcia o elektronice. Patrzę TYLKO na wygląd.
Chodzi mi o znalezienie sprzętu z dobrą proporcją jakości do ceny.
2 lata temu puściłam za grosze na allegro laptopa HP, bo coś (nie pamiętam co) się w nim zepsuło i potem okazało się, że we wszystkich się psuje, bo specjalnie jest robiony tak, żeby wytrzymać tylko 3-4 lata i żeby nie opłacało się go naprawiać.
Chcę coś, co nie jest specjalnie zepsute (ale nie wiem, czy takie rzeczy istnieją, choć podobno prawo ma z tym walczyć).
Kumple w pracy mojego męża polecają Dell'e. Ale te, które mi się podobają są za drogie, a tańsze wg mojego męża mają złe parametry (nie pytaj mnie czego) w stosunku do ceny.
Mąż mnie namawia na Samsunga:
http://www.ceneo.pl/21187183?tag=familyK
Ale jest spory (tzn. 'normalny').
dnia Pon 9:28, 24 Cze 2013, w całości zmieniany 1 raz
Do tabetu mozesz dokupic klawature (koszt ok 500zl), ale fakt jest całkiem dotykowy
Ja mam asus'a U36J (13") i jestem z niego bardzo zadowolona, wiem ze jego cena teraz spadla do ok 2 tys.
Wiem ze tez dobre sa SOny Vaio, ale nie jestem pewna co do ich rozmiarow i obawiam sie ze maja glownie 15"
Ciekawy tez sie wydaje ASUS X201E 11,6" (1,7 tys juz z systemem operacyjnym i masz tam usb 3,0 ktore jest szybsze, ale nie jest wspomniane nic o 3G, z tym ze to jest do dokupienia jesli sie nie myle za ok 200zl)
Jest Vaio o rozmiarze 11,6" za niecałe 1,8 tys i jest opcja kolorystyczna czarny/biały/ różowy
http://www.komputronik.pl/product/187588/Komputery/Laptopy_i_netbooki/Sony_VAIO_SVE1113M1E_rozowy.html
Jak do przeglądania neta i zdjęć, to netbook. Są tańsze i mniejsze. Ja szukałam jakiś czas temu, ale to było zbyt dawno, żeby było aktualne (w świecie elektroniki wszystko się przedawnia po miesiącu). Z tego co pamiętam, netbooki HP miały najlepszą specyfikację, w stosunku do konkurencji.
Natomiast komputery Sony nie są dla mnie przekonywujące Ta firma od dłuższego czasu jedzie tylko na marce.
dnia Pon 9:59, 24 Cze 2013, w całości zmieniany 1 raz
Proponuje Asusa-sama użytkuję już od kilku lat i jestem zadowolona ( mam takiego w kolorze pink ) Proponuję tego http://www.saturn.pl/notebook-asus-k56cb,id-864910?gclid=CITFlNio_LcCFYJf3godwQMAhQ
ma lepsze parametry niż polecony samsung
Mąż jako informatyk pomagał w kupnie lapkow 2 znajomym i w obu przypadkach były to Lenovo. Dobry stosunek jakości do ceny i oba w cenie około 2 tyś. Jak byś chciała to zapytam popo jak wróci z pracy jakie to modele były
Nie kupię drugi raz HP.
Za dużo straciłam przy poprzednim.
Brat mi sprzedał używany (pozbywając się go w idealnym momencie).
Ja go miałam rok i poszedł na allegro za 200 zł (zapłaciłam 1500).
Sony mi mąż nie pozwala kupić (bo naczytał się o tym, jakie są nietrwałe).
Ale są piękne!!!!
Ja na HP nie narzekam, pięć lat temu wybrałam jeden laptop tej firmy dla osoby z rodziny i do tej pory śmiga. Ale może od tego czasu się coś zmieniło. W każdym razie gdy chciałam kupić netbooka, to tylko model HP mnie interesował.
Samsungi mają całkiem niezłą specyfikację, szczególnie jeśli chodzi o matryce. Asusy też są godne uwagi, aczkolwiek bardziej się cenią.
dnia Pon 11:07, 24 Cze 2013, w całości zmieniany 2 razy
U mnie w użytku jest Acer i Asus . Asus według mnie sprawdza się o wiele lepiej i wygląda zwyczajnie przyjemniej dla oka. Klawiatura jest wygodniejsza w użytkowaniu i jest zdecydowanie mniej awaryjny. Znajomy informatyk polecił mi właśnie tego z linku który wkleiłam powyżej ( mój Asusek już ma kilka lat i rozglądam się za lepszym modelem) .
Ja mam thinkpada IBM sprowadzanego ze Stanow, kupiony na allegro sprawdza sie rewelacyjnie, to jest bardzo mocny komputer, nie wiesza sie, latwy do reinstalacji, trwaly, z metalowymi laczeniami i kanalikami odwadniajacymi Jest bardzo brzydki - wyglada jak skrznka, ale mocny
HP ani Acerow nie polecam.
Asus to niby ten sam sort co Acer, ale TZ ma juz od wielu lat i nigdy nie bylo problemow.
Lenovo to tez w tej chwili dobry wybor, ale zalezy jak sie trafi, bo siostra akurat ma ciagle problemy z obudowa.
Jeszcze Dell jest dosyc dobry tylko ceny sa wysokie.
Mój mąż ma Acera od kilku lat już (17", więc duży i toporny). Nie narzeka, ale ja jakoś go nie lubię (niewygodnie mi się na nim pisze, ale może to rzecz przyzwyczajenia).
Fajny ten Asus, butterfly2101, którego zalinkowałaś.
Muszę mężowi podesłać linka do oceny (programista, ale na sprzęcie się aż tak nie zna, żeby samemu mi coś wybrać. Dlatego podpytujemy znajomych).
Ja miałam przez długi czas Asusa (dostałam przed 18. urodzinami i pożegnałam się z nim dopiero kilka miesięcy temu) sprawował się dobrze, choć nie mogę powiedzieć, żebym dobrze o niego dbała, albo żebym dbała o niego w ogóle. Pod koniec swojego życia u mnie był już trochę zbyt wolny, a ja potrzebuję czasem trochę popracować na dużych plikach w programach graficznych, więc przeszedł na emeryturę do mojej mamy. Teraz mam Packard Bella - zamieniłam się z mamą, ona sobie go kupiła, ale uznała, że do przeglądania internetu i oglądania zdjęć wystarczy jej Asus.
Im więcej wypowiedzi, tym więcej sprzecznych opinii Ja muszę zacząć się rozglądać za stacjonarnym, mój staruszek od dawna się sypie. Ale chcę składaka, a do tego potrzeba fachowca (nie znam żadnego).
Mój mąż się nie może doczekać, aż sobie coś kupię, bo wtedy zacznie dłubać przy moim aktualnym stacjonarnym (Dell). Ma jeszcze ze 2 inne martwe i chce z nich coś zmontować dla siebie.
Zobaczymy, co mu się uda.
Ja już stacjonarnego nie chcę. Nie chcę być uwiązana do niego.
Chcę pooglądać filmiki na YT leżąc w łóżku.
Ja używam komputera trochę do innych celów i mnie jest potrzebny mocny sprzęt
Dejikos napisał: Im więcej wypowiedzi, tym więcej sprzecznych opinii Ja muszę zacząć się rozglądać za stacjonarnym, mój staruszek od dawna się sypie. Ale chcę składaka, a do tego potrzeba fachowca (nie znam żadnego).
Mój syn kiedyś się tym zajmował, jeśli chcesz mogę spytać i ewentualnie Was skontaktuję, tymbardziej, że idą wakacje i będzie miał więcej czasu.
Dejikos napisał: Im więcej wypowiedzi, tym więcej sprzecznych opinii Ja muszę zacząć się rozglądać za stacjonarnym, mój staruszek od dawna się sypie. Ale chcę składaka, a do tego potrzeba fachowca (nie znam żadnego).
Mój TZ składał sobie rok temu, taki strikte pod grafike i świetnie mu doradził facet w BitKomputer na ul. Kordiana w Krakowie. TZ chodził po wielu sklepach i rozmawiał z różnymi osobami i ten akurat trafił się super i tam moge w ciemno polecić, niestety to w Krakowie wiec dla Ciebie trochę daleko, chyba że telefonicznie
Apropo Acera ja się jeszcze mogę wypowiedzieć bo ja miałam /używałam przez 5 lat a teraz używa mój brat, ogólnie komputer się trzyma i śmiga, ale przy większym obciażeniu ciągle się wiesza tj. reinstalacja i czyszczenie co pół roku obowiązkowo, co było dla mnie uciążliwe. Teraz mam IBMa od 3 lat i jeszcze nigdy (odpukać) nie było takiej potrzeby (a ja komp używam nie tylko do internetu )
Dzięki, cudowne jesteście
http://cosyhell.pl/2013/06/23/o-stary-komputerze/#sthash.25CDtJr8.dpbs Tu jest artykuł napisany przez mojego Michała. Akurat nasz stacjonarny to staruszek i kiedy Wiedźmin 3 się pojawi, to zapewne pójdzie na wymiane wszystko. \
Jak chcesz to się go spytam co by poradził, tylko napisz ile chciałabys wydać na to kasy.
Czy ktoś mi może polecić kotoodporne żabki do firanek?
Panowie od tygodnia mają frajdę w zrywaniu firanek u nas w sypialni!!!
Już 3 żabki połamałam wieszając ciągle firanki. Bez nich się nie obejdzie, bo mieszkamy na parterze i dziwnie mi, gdy mi obcy z ulicy zaglądają do sypialni...
Musze kupić jakieś solidniejsze zapięcia, bo zaraz wszystkie będą połamane.
Smużko, to zależy jaki masz system zawieszania firan .To znaczy , czy szyna pod sufitowa , czy też karnisz .?
Jeśli szynę, to polecam tzw."rolki" są z elastycznego materiału i na pewno są kocioodporne.
W przypadku karniszy używamy ,albo typowej "żabki" zakładanej na kółko, albo tzw agrafki.
Ta pierwsza pod ciężarem wieszającego się kota zapewne się odepnie .
Agrafka zaś jej odporniejsza .
Ważne żeby przy kupnie zwrócić uwagę na materiał z jakiej jest wykonana.Z mojego wieloletniego doświadczenia wiem że "agrafka"przeźroczysta jest bardziej podatna na łamanie .Agrafki kolorowe w tym białe są elastyczniejsze.Bynajmniej tak powinno być .Kupując musimy to sprawdzić . Jeśli materiał wydaje ci sie kruchy nie podatny na naciskanie (sztywny) nie kupuj.! Idź do innego sklepu .
Tam mogą mieć ten sam produkt ,ale innej firmy i lepszej jakości .
Swego czasu godną polecenia była firma Gardinia .Jak jest dziś nie wiem.
Jakiś czas temu firma rozpoczęli współpracę z sieciówkami, więc nie wiem , czy masówka nie wpłynęła na jakość towaru .
Agrafka do karnisza - http://gardinia.pl/produkty/karnisze/44/karnisz_drewniany_28mm_apollo/52.html
Rolka -
Agrafka (rolka) do szyny pcv
http://www.sklep.karpol.pl/karnisze-szynowe-sufitowe-pcv/akcesoria-szyny-sufitowej-pcv,58,---agrafka---.html
Mam takie coś : http://img03.allegroimg.pl/photos/oryginal/31/78/14/58/3178145859
Ale jak przyczepić firankę do tych agrafek? Nie potrzebne są jakieś dziurki?
Moje firanki i zasłonki niczego takiego nie mają. Od zawsze były chwytane żabkami tak jak spinaczem do bielizny.
dnia Pon 9:54, 15 Lip 2013, w całości zmieniany 1 raz
Do firanki trzeba przyszyć taśmę marszczącą, żeby taką agrafką zaczepić
http://www.magdalena24.pl/pictures/products/bigger/6955_5.jpg
W takim razie agrafki odpadają. To za dużo zachodu dla mnie. Musiałabym do krawca dać. Taniej wyjdzie, jak kupię 100 nowych żabek na allegro i będę wymieniać połamane (chyba, że mnie szlag trafi).
Nie masz nikogo z maszyną .To pięć minut roboty ....
Gdybyś mieszkała bliżej sama bym ci taką taśmę wszyła
Czy ktoś z forumowiczów wie, które testy alergiczne, skórne czy z krwi, mają większe prawdopodobieństwo miarodajności ?
Na fanpage LoveLorien odpowiedziała Ci butterfly:
Z mojego doświadczenia ( jako alergika) -testy skórne. Oczywiście jeśli wcześniej odstawimy leki antyhistaminowe. Panel z osocza jest alternatywą w przypadku niemożności wykonania testów skórnych. np. z przy braku możliwości odstawienia leków itp.
Ines napisał: Na fanpage LoveLorien odpowiedziała Ci butterfly:
Z mojego doświadczenia ( jako alergika) -testy skórne. Oczywiście jeśli wcześniej odstawimy leki antyhistaminowe. Panel z osocza jest alternatywą w przypadku niemożności wykonania testów skórnych. np. z przy braku możliwości odstawienia leków itp.
Nie wyświetliła mi się odpowiedź - dziękuje
A ma ktoś sposób na bolące ucho ............zaraz oszaleję
Znieczulić się
Wzięłam już procha i zapijam koniaczkiem ......myślisz, że pomoże ?
Zależy ile tego koniaczka ?
butterfly2101 napisał: Zależy ile tego koniaczka ?
Sugerujesz jakąś specjalną dawkę ? zastanawiam się co lepsze - ból ucha , czy nudności ?
Hmm.... najlepiej wpasować się z dawką pomiędzy
Oj, Kamisiu współczuję. Tak na poważnie bez doktora to ibuprom zatoki - podwójną dawkę i watkę z olejkiem kamforowym do ucha. Ale za długo sama się nie lecz, jak nie będzie poprawy, to do doktora i już, bo pewnie antybiotyk jakiś potrzebny.
Przytulam cieplutko.
Ja na bolące ucho stosuje taki smierdzoncy kwiatek z doniczki nie pamiętam jak się nazywa niestety Moja babcia dała mi odszczepke i do tej pory go mam i stosuje. Może któraś z dziewczyn wie jak się nazywa
Zapewne myślisz o geranium (tzw.aspirynka) Już 3 dni upycham go sobie do ucha i nic . Gdyby nie tabletki przeciwbólowe przyszłoby zwariować .Mam masakrycznie opuchnięty kanał słuchowy Boli mnie cała żuchwa i kości policzkowe
Moja mama ma tak często, ale ona nie chodzi z tym do lekarza (nie lubi lekarzy).
Tydzień lub dwa chodzi tak opuchnięta, wpycha tego kwiatka i wygrzewa chustkami. wygląda wtedy jakby ja ząb bolał.
Nie bierz przykładu z mojej mamy i idź do lekarza, na pewno przepisze środki które szybciej zaczną działać i się nie będziesz tak męczyć. Środki przeciw bólowe nie lecza.
Kamisiu, może spróbuj ciepłych okładów z lnu. Pół szklanki nasion zalać szklanką wrzątku, chwilę zagotować. Gorącą masę rozprowadzić na lnianej ściereczce i zawinąć. Przykładać jak najcieplejsze, oczywiście żeby się nie poparzyć. Podobno można też włożyć do ucha wacik zwilżony sokiem z wyciśniętego czosnku.
poradźcie co zrobić bo już patrzeć nie mogę - w bloku obok ktoś ma kota wychodzącego, praktycznie od 6 rano do 22-23 (nie wiem czy cały dzień na dworze czy jest wpuszczany) kot siedzi pod klatką i miauczy, wchodzi do klatki jak ktoś go wpuści (właściciele praktycznie po niego nie schodzą)
do tej pory sporadycznie obserwowałam sytuację ale teraz przy upałach strasznie mi kota szkoda - dzisiaj chodził po dworze na pewno już w południe aż ktoś się zlituje i wpuści go do klatki, kot cały dzień w tym upale (nie wiem co je ale wody to w okolicy raczej nie znajdzie)
i siedzi ta ruda bida i już nie ma siły miauczeć tylko wręcz skrzeczy aż serducho żal ściska, wynosiłam mu wodę, ma obróżkę przeciwpchelną ale bez informacji gdzie mieszka
rozważałam nawet czy kota po prostu nie zabrać do domu ale bałam się wszystkich zarazków które może przywlec..
czy można to gdzieś zgłosić? nie jest to jednorazowa sytuacja? moim zdaniem podlega to znęcaniu się nad zwierzęciem
Może najpierw spróbować dotrzeć do właścicieli i z nimi porozmawiać Na pewno ktoś z sąsiadów będzie wiedział czyj to kotek. A swoją drogą ludzka bezmyślność nie zna granic
Ludzie to czasem bezmyślni dranie. Takie postępowanie powinno być karane.
U nas zgłasza się to do straży miejskiej, ale oni bez wskazania właściciela mogą tylko zabrać kota do schronu.
Nie wiem, czy to dobre wyjście, ale tam przynajmniej wodę będzie miał i jako takie poczucie bezpieczeństwa.
muszę po prostu zaczaić się na właścicieli ale to może być zajęcie na cały dzień a tyle czasu nie mam - chyba jakoś wcześnie wychodzą z domu bo kot już plącze się po piaskownicy
po co komuś kot, którego w domu nie ma?
Ja bym to zglosila do TOZ'u.
I skoro kota wypuszczaja to znaczy ze im na nim nie zalezy. Osobiscie wzielabym go do weterynarza, powiedziala ze od kilku dni sie placze pod blokiem, nie wiesz czy ma wlascicieli.
Niestety nauczylam sie ze jesli ludzie nie potrafia sie zajmowac zwierzeciem, to nie ma dla nich litosci i tych zwierzat powinni nie miec.
U siebie na szczescie nie spotakalam sie z czyms takim wiec nie musialam interweniwac, ale nie mialabym oporow.
Aniu, a może wpuść go na klatkę i pójdź za nim. Jeżeli porusza się sam to pewnie zna drogę do swojego mieszkania. Namierzysz właścicieli i jak rozmowa nie poskutkuje, wtedy zgłosisz to w odpowiednim miejscu.
Mam pytanko.
Czy znacie Chorwację, żeby polecić mi fajną i spokojną miejscówkę?
W zeszłym roku zrobiliśmy sobie małą objazdówkę. Podobała nam się wsypa Hvar (za to bardzo się zawiedliśmy ppolecaną Baśką). Chcemy znaleźć drugie takie miejsce (ewentualnie znów pojedziemy na Hvar, ale wolimy coś nowego).
Szukamy czegoś bez tłumu turystów i z kempingiem dla naturystów.
Mój TZ jak usłyszała Hvar to powiedział ze przeciez to jest bardzo turystyczne Baska mu sie tez nie podobała, wiec może cos z wam z jego wyborów przypadnie do gustu, tyle ze nie wie czy sa campingi dla naturystów.
Kazał mi polecić miejscowosci: Zaboric, Brodarica, wyspa Ciovo - miejscowość Slatine i przed Baska - Omiś (w tamtym regionie warto szukac bo jest piekna natura).
Miał tez liste miejs które nalezy unikac, wiec jak chcesz to moge je wypisac
Być może w okolicy nagiego kempingu było dość bezludnie, bo na skałach nad morzem ludzi prawie wcale nie było. Ale może to takie miejsce tylko. Reszty wyspy prawie nie zwiedziliśmy.
W Baśce nie było ani centylemtra wolnej plaży!!!
W Omisiu byliśmy kilka dni w zeszłym roku.
Piękne miejsce (piasek, nie skały!), to fakt. Ale bez nagich plaż, niestety, więc odpada..
Resztę pogooglam.
Ps. Kemping na Hvarze też był mało turystyczny, znaczy bardzo stary, ubogi, na dość niskim poziomie i ludzi może z 500 max.
W Istrii byliśmy w Koversadzie. 10 tysięcy miiejsc!! Ale powierzchnia ogromna, więc ścisku nie było. Ale woda jakaś taka mało atrakcyjna. Nie podobało mi się.
edit,
To była miejscowość Vrboska (czy jakoś tak) na Hvarze (samo miasto Hvar faktycznie jest pełne turystów). Maleńka. Może ze 3 sklepy i mały bazarek w okolicy.
8ardzo polecam! Piękna i spokojna okolica.
dnia Nie 18:15, 18 Sie 2013, w całości zmieniany 1 raz
Czy ktoś z forumowiczów jest w stanie polecić jakąś dobrą deskę do prasowania ?
Czy mogłybyście mi pomóc wybrać jakiś dobry a nie za drogi aparat cyfrowy? Mój wczoraj strzelił iskrami i padł. Myślę chyba o lustrzance, bo chciałabym, żeby robił szybkie zdjęcia, a nie czekać wieczność pomiędzy jednym a drugim. Nie znam się na tym kompletnie i nie wiem na co zwracać uwagę.
Może napiszecie jakie Wy macie i czy jesteście zadowolone.
dnia Wto 10:52, 12 Lis 2013, w całości zmieniany 2 razy
A może kompakt z wymienna optyka? Sony nex np.3 lub 5 możliwości lustrzanki w małym opakowaniu
Misiu, zajrzyj tu http://www.oleole.pl/foto-i-kamery.bhtml mają duży wybór i ceny porównywalnie trochę niższe niż inne sklepy. Ja kupowałam swój aparat latem, przed wyborem sprawdzałam rankingi i przeczytałam mnóstwo opinii, na parametrach się nie znam... Niestety mój budżet był okrojony, więc musiałam wybierać z cyfrowych. Oczywiście to nie lustrzanka, więc jest wolniejszy no i jakość zdjęć jednak też inna, ale nie ma tragedii. Do amatorskich zdjęć mi wystarcza. Jeżeli chodzi o firmę to uważam że canon, nikon albo sony.
Dziękuje dziewczyny Aparaty to dla mnie czarna magia i ich parametry i robienie zdjęć, ale skoro trzeciego kota nie będzie, to chociaż na aparat tż się zgodził - tym bardziej jak stary spaliłam
Poszukuję koca.
Niekoniecznie na już (bo przed nami lato ), ale szukam go od dawna i nie umiem znaleźć.
Chciałabym kupić dość ciężki koc. Nie podobają mi się te wszystkie mięciutkie puszyste cuda, które teraz są wszędzie. Chcę się przykryć i czuć, że coś na mnie leży (poza kotem). Samo ciepło mi nie wystarcza.
Nie wiem, czy rozumiecie, co mam na myśli.
Ale nie znam się zupełnie... Nie wiem, na co patrzeć. Stacjonarnie widuję same leciutkie kocyki, a przez net nie umiem kupić, bo nie wiem, czy będzie OK. Nie znam się na parametrach, które są podawane w opisach (skład, gramatura).
Kolor oczywiście ma znaczenie.
Musi być ładny, spodobać mi się.
Cena do 250 zł najlepiej.
Ktoś pomoże?
Dziewczyny, poszukuję studiów podyplomowych z.zakresu zoopsychologii. Dotarłam jedynie do info, że takowe są w Lublinie. Orientujecie się może, czy znajdę takie w Warszawie lub Wrocławiu? Muszę dokładniej przekopać internet, ale może nie będę musiała, jeśli ktoś coś wie.
http://zoopsychologia.pl/ coś takiego.
Minusem jest to, że placówka na jakimś wypizdówku. :x
solea są takie studia w Warszawie na uniwerku, ale radzę najpierw bardzo dobrze poczytać opinie w necie na ten temat, bo ja tak samo bardzo chciałam iść na nie, ale jak poczytałam komentarze to mi się odechciało. Prawie wszyscy pisali, że o psach i kotach uczysz się bardzo mało, bo to jest zoopsychologia czyli tyczy się wszystkich zwierząt i ponoć najwięcej gadają o owadach społecznych i małpach a kasę płaci się nie małą!
W Krakowie są lepsze kursy, ale nie studia podyplomowe. Kosztują bardzo dużo ( kilka tysi ), a zjazdów tylko kilka weekendowych. Ponoć na koncesji szkoły brytyjskiej. W każdym razie podsumowując wypowiedzi ludzi z netu jakie czytałam, to niestety w Polsce jest to jeszcze na tyle świeży temat, że nie nauczysz się zawodu tylko jakieś tam podstawy. Jeśli chcesz iść z ciekawości i masz nadmiar gotówki to pewnie można zaryzykować. Jeśli myślisz, żeby się przebranżowić i zająć się tym zawodowo ( jakie główne źródło utrzymania, a nie dodatkowe ), to ja bym nie ryzykowała.
mam dylemat włosowy..............
Pierwszy raz w zyciu zafarbowalam wlosy bo ilość siwych była juz nie do zniesienia a szampony przestały je kryć .Oczywiście oszalala ze strachu że włosy mi się spalą poszłam do fryzjera -koszt farbowania, cięcia i ukladania =140zł na mojej długości(tylko dlatego że 15cm włosów obcięłam- bo byłoby jeszcze więcej )a więc bardzo dużo .Poniewaz mam ciemne włosy - myslę że brąz fachowo odrosty widziałam już po 3 tygodniach -teraz jestem już chyba 6 po farbowaniu i niestety pora na powtórkę .Kombinuję jak koń pod górę żeby farbowac się samej ale zastanawiam się jak to wyjdzie - wydaje mi się że mam na głowie Wellę Koleston Preference Rich Naturals 5/3 lub 6/3 (nie zapamiętałam dokladnie )bardzo mi wella przypasowala - zniknął mi łupież(myślałam ,że będzie jeszcze większy), nie szczypała mnie glowa -wszystko ok - kolor też - lekko ciemniejszy od mojego był o 1 ton .Farbę mialam na glowie 40 minut.No i mój problem :widze ,że można ją zamówić przez internet ale nie wiem jaki procent utleniacza wybrać -do tej farby niby zaczyna się od 6% (6%,9%,12%) no i zastanawiam się czy wziąć 6% czy 9% czy może niższy procent ?Jestem tu laikiem a nie chcialabym za ciemnych włosów ani jakichś żółtych refleksów .Co radzicie ??
Ja kiedyś farbowałam Matrixem naturalny brąz i kupowałam wodę 6%. Mieszasz pół na pół. Najlepiej podzielić sobie włosy, nałożyć dobrze na odrosty, a potem palcami jeszcze powcierać-ja tak robiłam i nigdy nie miałam plam/dziur.
Powodzenia
o dzieki bardzo !!!!! to też spróbuję 6%- trochę to dla mnie czarna magia ale może się uda:)
Mozna kupic mocniejsza np 9 %, ale ona jest wydawana na recepte
no dobra ale jak dam mocniejszą na włosy brąz i farbe brąz to nie zrobią mi się jakieś żółte odcienie albo zbyt jasny kolor ?
Serio? W hurtowniach fryzjerskich nigdy nie chciał ode mnie nikt recepty :p
6% wystarczy i nawet jak przytrzymasz za długo, to nie wypadną Ci włosy.
Jeśli mogę się wtrącić do gadki o farbowaniu włosów. Czytając posty, odnoszę wrażenie, że jedna osoba mówi "o chlebie", a inna "o niebie".
Już wyjaśniam:
1) operując pojęciem "woda 6%" mamy zapewne na myśli wodę utlenioną z apteki, gdzie recepta na coś takiego nie jest potrzebna, bo to m.in. środek odkażający;
2) operując pojęciem "woda 9%" też mówimy pełniej "woda utleniona 9%", a tu już takowej w aptece raczej nie dostaniecie, chyba, że na jakąś receptę jak do przygotowania mikstury leczniczej na specjalne zamówienie (tutaj Mruczek powinna się coś orientować, skoro w jakiś tam sposób obraca się w kręgach związanych z lecznictwem, a przynajmniej co jakiś czas o tym wspomina); powód - woda utleniona to roztwór wodny nadtlenku wodoru (H2O2) o określonym stężeniu; te o stężeniu powyżej 6% traktowane są w handlu jako odczynniki chemiczne z grup, na które trzeba mieć specjalne pozwolenie (odczynniki ograniczonego dostępu), aby je zakupić (przynajmniej przy zakupach z oficjalnych źródeł, a nie z jakiegoś internetowego "podziemia"); Czystej kodeiny czy efedryny też oficjalnie nigdzie nie kupicie, bo to psychotropy, ale już farmaceutyki z ich zawartością (np. syropki od kaszlu czy inne leki złożone z ich zawartością) - jak najbardziej i bez trudu;
3) operując pojęciem "utleniacz 6%, 9% czy 12%" posługujemy się (w naszym przypadku!) skrótem myślowym od "fryzjerski środek utleniający o stężeniu substancji czynnej ...%;
4) "utleniacz fryzjerski" o jakimś tam podanym stężeniu H2O2 oprócz tego najważniejszego składnika oraz wody zawiera jeszcze inne dodatki o specyficznym działaniu kosmetycznym (łatwo zauważyć, że jest to mikstura o zdecydowanie gęstszej konsystencji niż zwykła woda z apteki) i przez to nie jest traktowany jak odczynnik chemiczny, ale jako wyrób kosmetyczny, więc nie ma problemu z jego nabyciem w handlu;
Czyli krótko mówiąc "woda 6%" to nie to samo co "utleniacz fryzjerski 6%", więc z chemicznego punktu widzenia ich działanie jest identyczne, ale uboczne skutki działania na organizm (skórę, włosy) mogą być różne (zwłaszcza tych roztworów bardziej stężonych), przed czym chciałabym przestrzec wszystkich domorosłych fryzjerów. Wymieniając między sobą swoje doświadczenia czy porady starajcie się mówić precyzyjniej, aby później nie było "auuuuu.....!!!" (delikatnie to ujmując). Osobiście korzystałabym z może droższych, ale profesjonalnie przygotowanych środków kosmetycznych, gdzie na etykiecie/ulotce można znaleźć informację, jak bezpiecznie stosować.
Nie wiem, czy tym przydługim wywodem za bardzo nie zagmatwałam. Tak, czy siak, życzę udanych eksperymentów!
W sumie nigdy nie przyszło mi do głowy kupować wody w aptece (do farbowania). Zawsze robiłam to w hurtowniach fryzjerskich i pewnie dlatego mogłam kupić 9% bez recepty
Widzisz BaboJago, poruszyłaś temat oczywisty, a jednak nie do końca.
Ja w każdym razie pisałam o utleniaczu (potocznie wodzie), który kupujemy w sklepie fryzjerskim wraz z farbą, a nie o wodzie odkażającej kupowanej przeważnie w aptece.
Utleniacz można kupić o stężeniu 9% i nikt w hurtowni nie będzie wołał recepty
ja oczywiście też mówię o emulsji utleniającej która w tym wydaniu welli jest w stężeniach 6% ,9% i 12% ...a nie o H2O2 3% którą używam w pracy (i w domu )i nawet przez myśl mi nie przyszło użyć większego stężenia takiegoż H2O2 do włosów-więc przemilczałam tę odpowiedz z receptą na wyższe stężenie bo nie znam się na farbowaniu patentami domowymi-może ktoś tak robi z tą wodą utlenioną
np. takiej:
http://www.hairstore.pl/wella-welloxon-perfect-emulsja-utleniajaca-6-9-12-1000-ml-p1118.html
A! To dobrze, że właściwie odbieracie. Najważniejsze, żeby sobie nie narobić kłopotu przez mylne zrozumienie porad innych osób. Napisałam swój wywód po przeczytaniu tej zagadkowej informacji Dalii i jakichś tam receptach, a potem po dalszym rozwijaniu tematu z używaniem tych myląco niejednoznacznych pojęć. Właściwie Solea wyraziła jeszcze zdziwienie tymi receptami. OK. Wszystko jasne. Pozdrawiam weekendowo i z uśmiechem
Jaka pogoda w okolicach Darłówka? Bo prognozy pokazują lipę i już się obawiam
w okolicach Darłówka nie wiem w Trójmieście jest ok - słonko za chmurami-temperatura optymalna -bez upału , deszczu brak na razie
Trudno i tak pojadę, choćby miały pieruny strzelać to jadę. Zapakuję ciepłe ciuchy i już
Mam pytanie. Chciałabym pojechać na 2-3 dni w jakieś ładne miejsce, gdzie jeszcze nie byłam a gdzie jest co zobaczyć, odpocząć i nie całkiem odcięte od cywilizacji. Może być duże miasto, może być np. taka Moszna, ale żeby była mozliwość noclegu. Jakoś zupełnie nie mam pomysłu.Na pewno nie będzie to: Poznań, Kraków, Warszawa, Katowice, Zakopane i Karpacz. Może być też bliska zagranica typu Słowacja;-) Macie jakiś pomysł? co tyle głów to nie jedna;-)
Ja gorąco polecałabym czeską Pragę, jeśli nie byłaś. Niby trochę daleko, ale transport na ogół bez problemu z wielu miejsc. Przez internet można znaleźć sporo tanich pensjonatów.
BabaJaga mnie ubiegła Podpisuję się pod tą propozycją.
Byłam w Pradze zimą i przyznam że tez o niej myślałam;-) dzięki;-) zobaczę dojazd Polskim busem;-), z Wrocławia to nie tak daleko :-)...a coś z Polski?
Ja lubię wybrać się w Bieszczady, ale raczej po to, aby zwolnić niż zwiedzać. Tam czas stoi w miejscu:)
solea napisał: Ja lubię wybrać się w Bieszczady, ale raczej po to, aby zwolnić niż zwiedzać. Tam czas stoi w miejscu:)
Tam jeszcze nie byłam ;-) ale skoro stoicki spokój to mam go za dużo:-)
Polecam Sandomierz - o tej porze roku jest cudownie.
Można pozwiedzać, po Wiśle stateczkem popływać, a na targowisku ogrom brzoskwiń i nektarynek prosto z sadów.
o Sandomierzu nie pomyślałam, a słyszałam że pieknie;-) może to jest myśl.
A o Trójmieście myślałaś. Tutaj w zasadzie każdy coś znajdzie dla siebie: Gdańsk - historia + zabytki + kultura; Sopot - kurort z atrakcjami, Gdynia - nowoczesność+shopping, Zatoka Gdańska - sporty wodne + lotniarstwo wszelakiego asortymentu + plażowanie + wycieczki piesze i rowerowe, okoliczne parki krajobrazowe, Hel + Półwysep Helski i okolice (np. tramwajem wodnym z Trójmiasta) - mniejsze miejscowości letniskowe z charakterem, atrakcyjne nawet po sezonie.
Dużo by jeszcze wymieniać. Zależy, co kogo interesuje.
A tak w temacie... dołączę się do pytania.
Co można zwiedzić w listopadzie w okolicy Bielska-Białej?
Kraków odpada, bo już byliśmy i może coś innego by się znalazło?
A czeską Pragę kocham. Byłam w niej już wiele razy.
W zeszłym tygodniu spędziliśmy tam 6 dni... po tym, jak nas deszcz wygnał z Dębek.
BabaJago Trójmiasto zaliczyłam w sierpniu na jarmark św. Dominika:-)Polecam:-) wyjazd się udał.
Chyba Praga jednak wygra;-) Zobaczymy.
Smużko a Szczyrk? Potem wjazd na Szyndzielnię, no i jeszcze niech pomyślę???
Iga123ana napisał: Smużko a Szczyrk? Potem wjazd na Szyndzielnię, no i jeszcze niech pomyślę???
Szczyrk jak najbardziej, ewentualnie Ustroń i wjazd na Czantorię, a potem krótka wyprawa na Wielką Czantorię i wejście na wieżę widokową.
Albo... ciesz się Cieszynem - warto zwiedzić Wzgórze Zamkowe z Rotundą z dwudziestozłotówki i podziwiać widoki z Wieży Piastowskiej, zajrzeć na Rynek, zobaczyć Studnię Trzech Braci i przespacerować się cieszyńską Wenecją, a także przejść na czeską stronę.
Zresztą Bielsko-Biała też jest urokliwym miastem, można zobaczyć np. Stare Miasto.
dnia Czw 8:19, 28 Sie 2014, w całości zmieniany 1 raz
Dzięki. Zapiszę sobie i będę myśleć.
Prawdopodobnie będziemy tam kilka dni (w długi weekend listopadowy mam termin tatuażu), więc tylko B-B to za mało (poza tym zwiedziliśmy już trochę poprzednim razem ).
Czy ktoś może wie gdzie można obejrzeć mecz siatkówki w internecie? bo ten polsat jaja sobie robi po prostu!!!
Iga123ana napisał: Czy ktoś może wie gdzie można obejrzeć mecz siatkówki w internecie? bo ten polsat jaja sobie robi po prostu!!!
Oj szkoda że wcześniej nie zajrzałam , ja oglądam tutaj http://www.drakulastream.eu/volleyball-live-streaming-video.html ,tak jak myślałam że na meczu naszych będzie się przycinało bo dużo ludzi tak ogląda , ale dało radę oglądać (oglądałam z jakimś arabskim komentarzem , bo z naszym cięło momentami masakrycznie )
Nie wie ktoś z Was, czy można zmienić nazwisko na podwójne (panieńskie i męża) kilka lat po ślubie?!
Właśnie brat mojego męża ożenił się z dziewczyną i ona teraz ma identyczne imię i nazwisko jak ja.
Nie podoba mi się to ani trochę.
Czy jest możliwość dodania do mojego nazwiska mojego panieńskiego?
Googlam sobie, ale tam jest głównie o zmianach nazwiska z powodu jego brzmienia obraźliwego itd.
Jeszcze nie znalazłam nic o powrocie do starego.
edit.
Chyba da się to zrobić.
Teraz pozostaje mi się zastanowić, czy jest sens.
Moje panieńskie jest krótkie, ale po mężu długaśne. Nie wiem, czy będę się mieścić w rubryczkach urzędowych.
A z drugiej strony szlag mnie trafia! Ona obiecała sobie zostawić podwójne, żebyśmy się tak samo nie nazywały, ale nie zrobiła tego.
Czuję się tak pospolita...
W liceum miałam w klasie 6 dziewczyn o tym samym imieniu.
Nawet przestałam na nie reagować, bo było większe prawdopodobieństwo, że to nie do mnie.
Smutno mi...
dnia Śro 12:11, 22 Paź 2014, w całości zmieniany 1 raz
To zależy od kierownika USC. Jeśli dobrze to umotywujesz, to nie powinien oddalić wniosku.
Ech.. mąż mówi, żebym sobie imię zmieniła, a nie nazwisko.
Dureń.
On się nazywa mało popularnie i zupełnie nie wie, jak się czuję.
Słowo daję, że jak się urodzi córka, to j ą nazwę Bogna!
Sprawdzałam i nadano to imię w PL tylko kilka razy w ciągu ostatniego dziesięciolecia! Wrr...
Mój tż też ma bardzo mało popularne nazwisko, w szkole myśleli, że to ksywa
Jeśli Ci to przeszkadza, to zmień na podwójne i już.
Moje panieńskie było bardzo rzadkie.
Miałam pospolite imię, ale rzadkie nazwisko. Choć ludzie je z błędem pisali.
Przeszkadza mi, ale nie wiem, czy posługiwanie się podwójnym nie będzie uciążliwe.
W dodatku powróci konieczność literowania mojego panieńskiego. Już od 4 lat nie musiałam tego robić, bo nazwisko męża każdy dobrze rozumie. Panieńskie z niczym się nikomu nie kojarzyło i zawsze było pisane błędnie, gdy nie literowałam.
Muszę się zastanowić, czy sobie tylko tą zmianą nie zaszkodzę.
Dam sobie czas na przemyślenie.
Dziś jestem tak wściekła, że już bym biegła to zmieniać.
Ale może emocje opadną i jakoś to przełknę.
Wiesz, myślę że najlepiej po prostu przedzwonić lub przejść się do swojego Urzędu Stanu Cywilnego i tam zapewne uzyskasz najpełniejsze informacje.
Zgodnie z art 12 ustawy z 2008 roku o zmianie imienia i nazwiska, decyzję o wyrażeniu zgody na zmianę imienia lub nazwiska bądź o odmowie wyrażenia zgody na zmianę imienia lub nazwiska wydaje kierownik urzędu stanu cywilnego właściwy ze względu na miejsce pobytu stałego wnioskodawcy albo jego zastępca, a w przypadku braku takiego miejsca - kierownik urzędu stanu cywilnego właściwy ze względu na ostatnie miejsce pobytu stałego wnioskodawcy albo jego zastępca.
Skoro Twoje rodowe nazwisko jest krótkie, to myślę że nie będzie problemu z "dorzuceniem" go do mężowskiego Podejrzewam, że ta powtarzalność z bratową jest dobrym argumentem do zmiany, ale najlepiej zapytać u źródła.
To link do ustawy:
http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU20082201414
Część informacji znajdziesz tutaj:
https://www.msw.gov.pl/pl/sprawy-obywatelskie/rejestracja-stanu-cywi/4513,Zmiana-imienia-i-nazwiska.html
A jeszcze muszę się odnieść do Twoich obaw. Też mam podwójne nazwisko. I moje panieńskie jest rzadkie i też muszę literować, bo nieczęsto się zdarza bezbłędna pisownia. A mężowskie z kolei jest bardzo popularne. Mąż namówił mnie, bym sobie zostawiła swoje i odróżniała się od rzeszy kobiet o nazwisku takim jak TŻ. I trochę przeklinam wypełniając rubryczki, ale z drugiej strony to dobrze, ze względów zawodowych nie jestem mylona z innymi osobami, a też sporo osób mnie kojarzy po panieńskim. Dlatego podwójne nazwisko jest czasem trochę trudniejsze, ale da się z tym żyć I nikt Cię z nikim nie pomyli.
dnia Śro 12:45, 22 Paź 2014, w całości zmieniany 2 razy
Dzięki.
Poczytam i pomyślę.
Swoje imię i nazwisko rodowe mam bardzo długie.
Samo imię nigdy nie stwarzało mi jakiś większych problemów, samych Olek znam niewiele.
Nazwisko rodowe zawsze miałam pisane z błędem, po ślubie 5 lat temu dodałam sobie męża.
Mąż swoje ma bardzo krótkie i też wszyscy piszą z błędem, bądź przekręcają.
Cała kombinacja imię+2 nazwiska bardzo mi się podoba, i jak jeszcze raz bym miała stać przed wyborem jak przed ślubem, zrobiłabym tak jeszcze raz
Czasem jest upierdliwe podpisywanie się, ale ujdzie w tłumie, standardem jest skracania nazwiska na kartach płatniczych.
Znam jedną Bognę
Oh znam to uczucie. Moje nazwisko panieńskie jest bardzo mało spotykanie w Polsce, właściwie jest u nas tylko kilka osób o tym nazwisku. Ze względu na to, że mam na imię Joanna, więc właśnie 'pospolicie' całość brzmi ładnie i oryginalnie. Ale już od czerwca będę mieć nazwisko po mężu, a więc niezwykle popularne w Polsce. Razem z tym imieniem sama znam już parę osób, które nazywają się dokładnie tak jak i ja będę. Nie czuję się z tym oczywiście komfortowo, pomijając że to jest i tak zawsze ogromna zmiana i stres bo nazwisko które nosi się kilkadziesiąt lat to przecież tożsamość! Nie wspomnę już o tym, że jak napomknęłam, że może pozostanę przy swoim nazwisku to był niesamowity foch
Więc po części mam podobny dylemat, jednak całe szczęście bratowa ma inne imię...
A ta powtarzalność z bratową to z mojej, i jak widać z Twojej również, perspektywy coś strasznego. Powinni rozpatrzeć wniosek pozytywnie, a jak nie to trzeba się odwoływać do skutku
Z drugiej strony to też bardzo nieładne zagranie z jej strony, obiecała zostawić sobie dwuczłonowe i tego nie zrobiła
U mnie mąż powiedział że mam zrobić tak jak zechcę, tylko żeby dzieci miały jego
Moja koleżanka nazywa się teraz tak samo jak jej teściowa.
Wahała się, ale przejęła nazwisko męża. Szkoda, bo jej panieńskie było śliczne, bardzo polskie i pięknie pasowało do imienia. Nowe nazwisko jest brzydkie i brzmi jakoś obcojęzycznie.
Ja się do swojego po mężu już przyzwyczaiłam.
Pamiętam, że przez pierwsze miesiące odbierając telefon przedstawiałam się samym imieniem.
Stare nazwisko nie było już moje, a nowe nie przechodziło mi przez usta.. więc urywałam po imieniu.
ciekawy temat ..ja zostawiłam sobie swoje nazwisko - bardzo je lubię i stwierdziłam że jak 10 lat się obecny małżu na zarękowiny szybciej nie zdecydował to już nie zmieniam )))Jemu to było wszystko jedno ...nawet pani w urzędzie stanu cywilnego przy sporządzaniu protokołu powiedział (na zapytanie jakie nazwisko mają nosić dzieci) ....że moje...trochę mnie zamurowało i panią w urzędzie też...))))pytała go czy jest pewien chyba z 4 razy i proponowała ,że mogą mieć(dzieci) dwa nazwiska ...a on ,że żony i koniec .)))))))) Jak na razie nie żałowałam i problemów nie było ..nawet samochód zarejestrował na mnie bez mojej zgody na piśmie i mojej obecności , w szpitalu też na razie problemów nie było
Ja jako posiadaczka dosyć ekscentrycznego imienia raczej tego, że zginę w tłumie, nie mogę narzekać. Mogę narzekać na to, że nie zginę w tłumie. Zawsze we wszystkich nowych miejscach - w szkole, na studiach, w miejscu pracy, gdziekolwiek - wystarczy, że raz padnie moje imię, a zaraz czy to kilka czy kilkaset par oczu zwraca się w moją stronę sprawdzić, co to za dziwoląg je nosi i natychmiast każdy bez trudu mnie zapamiętuje. Zero szans na anonimowość w przeciwieństwie do wszystkich Ań, Kaś, Goś, Magd, Ag itd. Moje imię też częściej jest pisane niepoprawnie niż poprawnie. Nawet tu, na forum, ciężko jest niektórym przełknąć, że to jest Ines przez s w miejscu, gdzie obecnie mieszkam, a mieszkam już półtora roku i dostaję przesyłkę pocztą minimum 1-2 w miesiącu, nigdy nie udało mi się odebrać jej bez problemu. Ostatnio pani odmówiła mi wydania listu z us, dopóki nie stawi się po niego żona Rafała, Irena. Nie zliczę ile razy sięgałam zawstydzona po dowód, bo ludzie, którzy znali mnie z internetu, byli zniesmaczeni, że w życiu prywatnym nie chcę im się przedstawiać prawdziwym imieniem, tylko używam ksywki z neta. Albo ile razy wmawiano mi, że nie pochodzę z Polski (bo przecież co ja mogę o tym wiedzieć, prawda?).
Oj, nie zawsze jest fajnie nazywać się oryginalnie. Ale i tak się cieszę - w pogotowiu czekały na mnie jeszcze "fajniejsze" opcje. Mercedes, Jordan, Diogenes - to tylko kilka z nich. Moja siostra na imię ma Tina. Siostra urodzona 20 lat później już trochę lepiej - dopiero na drugie imię przypadło jej w udziale niecodzienne Olimpia. Trzecia siostra nazywa się już zupełnie zwyczajnie - ojciec wreszcie "na starość" dojrzał
A ja całe życie chciałam się nazywać normalnie... Marzyło mi się mieć na imię Ania lub Agnieszka... Naprawdę w posiadaniu rzadko spotykanego imienia nie ma nic fajnego...
W szkole podstawowej Marleny były dwie, w liceum żadnej, na studiach na roku też nie miałam imienniczki.
Za to teraz, za sprawą bajki "Pingwiny z Madagaskaru" moje imię zyskało zaskakującą popularność. Imię Marlenka ma już kot od koleżanki z pracy (jej wnusia tak go nazwała), a druga koleżanka z pracy ma za płotem suczkę Marlenkę.
Nasunęła mi się jeszcze jedna myśl - nikt, nigdy nie zdrabniał mojego imienia. Wszyscy wymawiali tak twardo MaRRRRRlena, bRRRR... Zazdrościłam innym dziewczynom, że mogą się przedstawić: "Cześć, jestem Ania/Kasia/Ola/Gosia". A ja co miałam powiedzieć? "Cześć, jestem Marlenka?"
Chociaż jak czasem słyszę, jaką rodzice potrafią mieć fantazję w nadawaniu imion, to w sumie mogło być gorzej...
Vivienne, co chcesz- ja mam koleżankę, która mimo 27 lat nadal przedstawia się jako "Emilka"...na fb też ma "Emilka". Znam jeszcze 36 letnią "Madzię". To dopiero masakra
A Marlena oryginalne, ale normalne w przeciwieństwie do dziwolągów nadawanych ostatnio w Polsce typu Vanessa, Samantha, czy Nicole
"Ines" też nie robi na mnie wrażenia "łolaboga", ale przyznam, że "Tina" dla kobiety jest już...hm...kontrowersyjne
Ines świetne !!!Marlenę - koleżankę mam bardzo fajna (czasem mówię Marlenka na nią ;P)...Tina to był pies sąsiadów więc stanowczo nie!!!
Viv, nie narzekaj , Marlena to piękne imię , ja zapamiętałam je gdy tylko dowiedziałam się jak masz na imię i zauroczyło mnie totalnie. Nigdy nie znałam żadnej Marleny i bardzo się cieszę że poznałam <3 Co do zdrobnień to ja odwrotnie -bardzo ich nie lubię. Małgorzata to tylko w urzędach ale Małgosia na co dzień ia nie Gosia ,Goska itp. bo mnie wtedy krew zalewa a jak już słyszałam w dzieciństwie Małgorzatka ( od sanitariuszki z piosenki !!!!) to mało mnie rozerwać. Wbrew pozorom w mojej okolicy moje imię wcale nie było popularne , znałam tylko jedną Małgosię. A co najdziwniejsze jako jedna z niewielu nigdy nie chciałam nazywać się inaczej. Chociaz teraz moje imię i nazwisko ( nie tajemnica: Małgorzata Skrzypczak) przysparza mi nie lada problemów za granicą. Koniec końców zawsze muszę je pisać na kartce ale najpierw mam ubaw jak łamią obie język , hihi taki Grzegorz Brzęczyszczykiewiecz w damskim wydaniu. Mój młodszy syn odziedziczył po mnie zamiłowanie do własnego imienia i niechęć do zdrobnień. Mimo że ma dosyć rzadkie imię -Nataniel .
a ja mam podwójne nazwisko i powiem, że aktualnie trochę żałuję, bo po pierwsze jak się przedstawiam to ludzie od razu pytają "dlaczego dwoma się przedstawiam " a w aktualnej pracy pani dyrektor sobie skróciła i używa tylko drugiego członu (a ja na to słabo reaguję bo nie jestem przyzwyczajona), za to pisma do szkoły przychodzą na pierwsze nazwisko (po co się trudzić i takie długie pisać) i sekretarka nigdy nie wie do kogo je oddać
a imienia nie lubię bo Ania dla starej baby jakoś słabo brzmi a Anna jakoś nikomu nie przechodzi przez gardło i tak to "pani Aniu" prześladuje mnie przez całe dorosłe życie
a miałam się nazywać (według starszej siostry) Kunegunda tylko rodzice zaprotestowali
To już lepiej p. Aniu niż p. Kundziu
w sumie może i tak - ale Kunegunda mi się podoba - mogli mi dać na drugie
Nie śmiać się nie śmiać , Kunegunda piękne imię. Miałam kiedyś sąsiada , był to staruszek z humorkiem i na moją Kingę wołał zawsze Kundzia lub Kunegunda a gdy mu na początku zwróciłam uwagę to mi powiedział , ze imię Kinga nic nie znaczy a dla niego Kunegunda lub Kundzia to piękna , dostojna kobieta. Nie wspomnę o tym , ze moja Kinga miała wtedy 2 latka
ja się nie śmieję - ja wręcz żałuję, że nie mam oryginalnego imienia.. chociaż teraz w szkołach spotyka się tak wymyślne imiona, że nie wiadomo jak to wymówić lub zdrobnić (np. Izydora, Berenika, Brunon)
Beab twój sasiad to jakis stary zboczeniec hehehehehe
Żaden zboczeniec , po prostu miał zonę o tym imieniu i faktycznie była to piękna kobieta Niestety dziadzio już nie żyje .
Vivienne - znam ten ból. Zawsze mi było przykro, jak imiona innych dziewczynek były zdrabniane, a mojego nie dało się. Niektórzy próbowali - mówili np Ineska, co jak dla mnie jest jeszcze gorsze i wcale nie brzmi milej. Niektóre nauczycielki mówiły do mnie Ineza - takie były kreatywne w spolszczaniu imienia.
Solea, moja siostra nie miała łatwego dzieciństwa. Były to lata chwały margaryny Tina i pisma dla kobiet Tina. W dodatku na wsi mnóstwo było suczek o tym imieniu. Zawsze gdy dzieciaki naśmiewały się z mojego imienia (najczęściej mówiąc, że to imię męskie, bo nie kończy się na "a") to pocieszałam się myślą, że zawsze mogłam urodzić się druga i mieć jeszcze gorzej!
Butterfly - mnie bardzo drażni zdrabnianie imion takich jak Twoje. Małgorzata, Magdalena i tym podobne - to są bardzo ładne imiona, a ludzie mają rzeczywiście tendencje do ich "obcinania". Mam przyjaciółkę, Magdalenę właśnie, która do znudzenia gdy ktoś się do niej zwraca "Magda" powtarza: nie tak mam na imię. Niestety mało kto potrafi to uszanować. Ale mam nadzieję, że nie poczułaś się dotknięta, gdy kiedyś na wystawie zwróciłam się do Ciebie: Pani Małgosiu
dnia Śro 18:51, 22 Paź 2014, w całości zmieniany 1 raz
Ja piszę "Gosia" Ja też nie przepadam za zdrobnieniami- w ogóle. A już najbardziej drażnią mnie "pieniążki"
Ines, domyślam się, że siostra mogła mieć ciężko Jeśli natomiast nie lubi swojego imienia, to zawsze może je zmienić w dorosłym życiu.
Tak w ogóle do mnie bliżsi znajom, tżi i mama też wołają zdrobniale "Monia", "Moniu"-przyzwyczaiłam się. No i wolę niż (chroń Panie Boże) "Monisiu". Brrrrr, aż się wzdrygnęłam.
dnia Śro 19:42, 22 Paź 2014, w całości zmieniany 1 raz
Oj chyba zbyt pokrętnie to ujęłam Małgosia jak najbardziej mi pasuje ( Małgorzata tylko urzędowo), nie lubię zdrobnień typu : Gosia , Gośka , Gocha czy owa znienawidzona Małgorzatka Jak móJ TZ chce mnie wkurzyć to mi mówi : Małgorzato-Agnieszko-Mario -Magdaleno , jednym tchem !!!
jak się nad tym zdrobnianiem zastanowiłam to myślę, że wszystko zależny od tego kto zdrabnia i jakim tonem.. bo jak mój małżonek powie do mnie "Anula albo Anuś" to uwielbiam.. ale jak robi to teściowa... to hmmm
brr a miejcie imię Michalina. Dla mnie zawsze takie długie i twarde nigdy mi siebie nie podobało. Najzabawniejsze ze do teraz gdy mam `kłopoty' to w rodzinie mówią pełnym imieniem. Chyba jestem jedną z nielicznych która lubi zrobienia jakiekolwiek swojego imienia Nawet w pracy jak tam myślę to nikt nie mówi do mnie pełnym imieniem.
A żeby bylo zabawnie to imię długie, nazwisko jeszcze dłuższe a dodałam jeszcze nazwisko męża Miał tylko jedno zastrzezenie dziecko ma miec jego nazwisko
Misiu, chyba żartujesz. My już ustaliliśmy z tż, że jak będzie kiedyś córka, to będzie Michalina
solea napisał: Misiu, chyba żartujesz. My już ustaliliśmy z tż, że jak będzie kiedyś córka, to będzie Michalina
No prosze ciesze sie ze Wam sie na tyle to imie podoba
Ja też chciałam mieć MIchalinkę - to bardzo ładne imię i coraz bardziej popularne
Ale się tu dzisiaj ubawiłam Choć jak się dobrze zastanowić, to wcale nie jest takie śmieszne
Jolanta... kiedyś jako dziecko z całego serca nie cierpiałam swojego imienia Było za długie i w ogóle... Bardzo chciałam być Anią, Basią, Agnieszką Później miałam problem z przedstawianiem się - Jola nie, bo jak mała dziewczynka, Jolka nie, bo niemiło, a już Jolanta to w ogóle wśród rówieśników NIE! Dla odmiany jako mała dziewczynka zawsze przedstawiałam się "Jolanta" z czego moja starsza siostra (cioteczna) do dziś się śmieje Teraz lubię swoje imię i nie mam problemu z przedstawianiem się Tyle, że najczęściej mówią na mnie Joanna - nie wiem dlaczego, może po prostu wyglądam na Joannę Nigdy nie poprawiam, bo też mi się podoba, może nawet bardziej
Ale obiecałam sobie, że jak będę miała córkę, dam jej krótkie imię i takie, żeby nie musiała zdrabniać. Starsza ma na imię Ada i pyta mnie dlaczego nie Adrianna Młodszą chciałam Hania, ale małż i córka nie chcieli, miała być Gabrysia (mówiliśmy, że Ada wybiera ), ale pod koniec ciąży coś mi zaczęło przeszkadzać i przekonałam do Weroniki. Ona też wolałaby nazywać się inaczej, co dwa dni zmienia jak Uwielbiam od zawsze imię Marta, ale dzieci nie mogłam tak nazwać, bo nie dość, że siostra, to jeszcze bratowa ma tak na imię.
Rodowe nazwisko miałam niefajne i bardzo go nie lubiłam, zmieniłam po ślubie na zdecydowanie ładniejsze nazwisko męża
dnia Śro 21:58, 22 Paź 2014, w całości zmieniany 1 raz
Misiu, dziewczyny mają rację ja dzieci już raczej nie będę miała, ale kiedyś powiedziałam swoim, że pierwsza wnuczka ma mieć na imię właśnie Michalina, ewentualnie Julia o kurcze... to też blisko
Michalina piękne imię Córka naszych przyjaciół tak właśnie ma na imię, a i tak wszyscy zdrabniają do Misi 😁 jak coś przeskrobie to wtedy jest Micha
Wychodzi na to, że każdemu coś innego się podoba Ale Micha to na szczęście nikt do mnie nie mówił Julie za to Michał chce jeśli będzie córka, mnie bardziej podoba się Julianna, ostatecznie i tak skracane do Julki
Wyszło na to, że jak to z kobietami - zawsze podoba się to, czego się nie ma. Ktoś ma proste włosy, to chciałby kręcone. Ktoś ma kręcone - prostuje itp. Ktoś ma fajne, normalne imię to chce niespotykane, te co mają niespotykane chętnie by się zamieniły...
Ciekawe czy mężczyźni mają też takie problemy...
A co do pytania Smużki o zmianę nazwiska, to może i by się dało, ale jak pomyślę o wymianie wszystkich dokumentów, o zgłaszaniu zmiany w bankach, ZUSie, skarbówce, księgach wieczystych itp., to naprawdę by mi się nie chciało. Na dodatek wszyscy znajomi, bliżsi i dalsi i tak będą gadać po staremu. Mam w pracy dziewczyny z podwójnymi nazwiskami i jak się o nich mówi, to i tak wymienia się tylko jedno nazwisko.
Hihi jak to teraz piszę, to skojarzyłam sobie, że koleżanka, która przyszła do pracy normalnie, z naboru, jest wołana drugim nazwiskiem, tym po mężu. A dwie koleżanki, które miały odpowiednio postawionych rodziców i pracują z ich protekcji, są wołane pierwszym nazwiskiem - tym rodowym.
Smużko, a nie masz ładnego drugiego imienia? Może zamiast kombinować z dwoma nazwiskami, posługiwałabyś się dwoma imionami?
dnia Czw 8:09, 23 Paź 2014, w całości zmieniany 1 raz
Mam Magdalena na drugie. Długie. Zwłaszcza, że moje nazwisko ma 13 liter.
Zresztą nigdy nie używałam drugiego. Nawet w żadnym urzędzie, czy banku.
Tylko w dowodzie je mam.
Mam trochę żalu do Taty za to imię. U niego w rodzinie modne jest powtarzanie imion.
Dał mi imię swojej siostry!
Ja bym nawet dwóch szczurów tak samo nie nazwała, bo uważam, że każda istota powinna być wyjątkowa. Tymczasem u niego mnóstwo było właśnie Ań i Aleksander. Co druga kobieta była Anią lub Olą. Masakra!
Marlenę znałam w szkole.
Michasię znam. Dziewczyna pod 30tkę, ale przedstawia się właśnie Michasia, a że jest radosna i urocza, to to zdrobnienie jej pasuje idealnie.
Znam też Joannę, która nie pozwala się nazywać Asią i wszyscy mówią Joanna (od podstawówki już).
Olimpię też znam.
A teraz takie czasy, że rodzice wymyślają naprawdę paskudne udziwnione imiona dzieciom.
Aż żal tego słuchać.
Marta mi się bardzo nie podoba.
Od razu mi się przypomina piosenka Turnau'a o Marcie, która zazdrości dziwkom za oknem, bo sama nie ma nawet takiej miłości. Znam wiele Mart, a i tak zawsze mam tę piosenkę w głowie.
dnia Czw 9:53, 23 Paź 2014, w całości zmieniany 1 raz
Jeszcze co do dziwnych imion, Smużka mi przypomniała, zatrudniła się u nas ostatnio dziewczyna o imieniu pisanym: Andrzelika. Jak pierwszy raz to zobaczyłam, to pomyślałam, że ktoś się pomylił
Jola123 napisał: Tyle, że najczęściej mówią na mnie Joanna - nie wiem dlaczego, może po prostu wyglądam na Joannę Nigdy nie poprawiam, bo też mi się podoba, może nawet bardziej
Moje imię też jest bardzo często przekręcane. Najczęściej na Marzena - nie poprawiam, bo ta wersja bardzo mi odpowiada. Niektórzy to sobie zamiennie mówią jak im akurat ślina na język przyniesie, raz Marlena, raz Marzena.
Bywam też Martyną, Marceliną, Mileną. Nie poprawiam, jedynie na Maryla reaguję gwałtownie.
Jedna z nauczycielek w szkole często mówiła na mnie Adriana. Bo wiedziała, że mam imię po jakiejś aktorce, tylko zapominała po której...
Moja córka jako drugie imię ma Kariotta-takiego imienia nie ma wcale, ale tata zgłaszając pomylił się i tak zostało
Pani pytała w urzędzie czy istnieje takie imię ten kiwnął głową że tak, a że nikt nie sprawdził córka moja ma jedyne i niepowtarzalne imię )
vivienne napisał: Jedna z nauczycielek w szkole często mówiła na mnie Adriana. Bo wiedziała, że mam imię po jakiejś aktorce, tylko zapominała po której...
To jest dobre
U mnie najczęściej słyszą Halina zamiast Michalina
A ja w każdej przychodni , urzędzie itp, zawsze słuszę Natalia zamiast Nataniel ! Po zwróceniu uwagi jest chwila konsternacji ,dwa spojrzenia na Nataniela ( dziewczeca uroda i długie włosy wcale nie pomagają) i pytający wzrok czy to aby ja się nie mylę !!!! Syn zawsze szybko zwraca uwagę że jest chłopcem i ma na imię Nataniel ! Nawet zaproponowałam mu ścięcie włosów ale nie chce o tym słyszeć. Twierdzi że problem maja ludzie którzy nie rozrózniają dziewczynki od chłopca a nie on wiec dlaczego ma ścinać włosy skoro je lubi. On ma mocno ugruntowane poczucie własnej wartości . Kiedys pytałam go czy lubi swoje imię a on na to że bardzo bo jest tylko jego i nie musi się nim z nikim dzielić. Na początku miałam obawy czy dobrze wybrałam ,teraz już nie mam.
butterfly2101 napisał: Twierdzi że problem maja ludzie którzy nie rozrózniają dziewczynki od chłopca a nie on wiec dlaczego ma ścinać włosy skoro je lubi.
Masz bardzo mądrego syna
Sąsiadka ma wnuka o imieniu Natan, myślałam, że to zdrobnienie od Nataniela, ale jednak nie Można się trochę pogubić, ale w obu wersjach imię jest ładne.
A co do dawania dzieciom imion dziwnych/oryginalnych - znam Vanessę, a jak pracowałam w świetlicy to byli chłopcy o imieniu Ulisses, Kevin i Brian i dziewczynka Chantal. Wszyscy z typowo polskimi nazwiskami, co w połączeniu brzmiało bardzo dziwnie - wg mojego gustu, ale to oczywiście tylko moje zdanie