Raszówka 4.12.11
sratatatajka portal
Raszówka 4.12.11Raszówka, to znane i lubiane miejsce jeśli idzie o ersoft mniej lub bardziej zaawansowany. Działa się tu wiele i pewnie jeszcze wiele się zdarzy na tym terenie. I choć bywam tu już od pewnego czasu a nawet dosyć często, zawsze lubię tu wracać kolejny raz. I nie tylko ja. Coś w tym miejscu jest takiego, że choć już się je zna, było w każdej porze roku i to po kilka razy, to zawsze jest inaczej.
W oczekiwaniu na…
Teren jest świetny, bo poza zieleniną oferuje i budynki a więc CQB i to nie jakiś jeden czy dwa ale kilkanaście w tym nawet piętrowe. Ich stan pozostawia wiele do życzenia, ale też nie dla pięknej architektury tu się przyjeżdża.
Marsz do sztabu…
Sztab i głownodowodzący Wolf
Jest zima. Bo to grudzień, ale śmiało można powiedzieć, że piękną mamy jesień tej zimy. Powinien być śnieg, jak to się zdarzało swego czasu i o czym pamiętają nie tylko najstarsi górale. No, ale nie ma, i jakoś w przypadku ersoftu i samej imprezy, mi to specjalnie nie przeszkadza. Innym chyba też. Teoretycznie powinno być tak, że skoro liście z drzew, to widoczność powinna stać się lepsza i zasięg rozpoznania tego co przed nami jeszcze lepszy. Niestety miejscówka chyba o tym nie wiedziała i tam gdzie las, to trochę lepiej niż zwykle. Brak wysokich traw i liści, owszem trochę pomagał, ale bez szału. Wszelkie jeżyny niestety pozostały, bo pan ogrodnik ma wolne i to już od dłuższego czasu. Że niby kryzys.
Wrogi dowódca, odwrócony tyłem by zachować anonimowość
My Pluton, idziemy na wojnę Rugii z Sangalią. O co, tego nie wie nikt. Walczymy z Rugią. Źli musza być i paskudni skoro chcą walczyć z nami. Ale mamy to i owo i nie oddamy ot tak…
Wymarsz na pozycje zaczął się od zwiedzania, bo trochę za daleko się na początek zapędziliśmy. Ot, pewnie wynikało to z innych, wcześniejszych imprez i się na pamięć poszło. No i trzeba było wracać gdzieś w las, w którym nasz dowódca Wolf urządził odprawę i dał zadania po podzieleniu się na TF-y. My otrzymaliśmy zadanie zdobyć i przeszukać budynek nr 7. Bo tam ma być skrzynia, którą do sztabu trzeba było potem, po znalezieniu przytachać.
W drodze na budynek 7
A teraz idziemy tam… rzekł dowódca Marv
To zdobyć, przeszukać brzmiało całkiem miło. Z tym noszeniem już mniej, bo kto by lubił nosić. Ale mieliśmy świerzaków w oddziale, to tragarza jakby co są. No to poszliśmy. Nasz nominowany dowódca, znaczy Marv, zarządził na drogę a potem się zobaczy. I się zobaczyło. Droga pusta. No to dalej w kierunku budynku 7, który oczywiście złośliwie był całkowicie po drugiej stronie Raszówki. Nie wiem kto nas nie lubi – organizator szczupły czy dowódca Wolf. Wolę myśleć, że jako ociekający zajebistością dostaliśmy najgorsze zadanie z możliwych z cyklu, że i Chuck Norris by mógł nie podołać. Morale jest zajebiste, wiec idziemy przez wieżę ciśnień, bo jeszcze chyba nikt z przeciwników nie zdążył zginać i tam trafić, bo to ichni resp jest. jest spokojnie i cicho. Wychodzimy na drogę. Przed nami budynek 13. Zajmujemy bez problemu. I ruszamy na budynek 14.
Wróg samotnie stoi za budyneczkiem…
Kontakt w budynku!!! Jest wróg. Serie z aegów zaczynają rozbrzmiewać i budzić okoliczne ptactwo z rannej drzemki. Podchodzimy i pierwsi nasi dostają. Ale i wróg zaczyna obrywać. Po chwili budynek czysty. Wróg zneutralizowany. Idziemy powoli dalej w kierunku głównej drogi. Strzały!!! Ktoś dostaje. Przy drodze kilku nieprzyjaciół. Ktoś z naszych dostaje. Po chwili wymiatamy kolesia z dołu. Zza drogi też ktoś sieje do nas. Widzę jak do budyneczku nr 4 ktoś wbiega. To kawałek za drogą. Nasi czyszczą dół przed małym budyneczkiem na skrzyżowaniu. Nie powinniśmy zalegać, co się właśnie stało, bo zaraz ci, których pogoniliśmy z respa wrócą. Dostaję i tylko sobie oglądam co się dzieje. Wszyscy w rowach, dziurach i za krzakami a w budynku który opuściliśmy całkiem niedawno pojawiły się wrogie siły. I zaczynają strzelać do naszych. Dostaje Piotrek, potem Urubu i jeszcze dwóch czy trzech. Nasi się zorientowali i teraz na dwa fronty walczą. Za budyneczkiem stoi sobie nieprzyjaciel w ilości sztuk raz. Absolutnie nie schowany, bo i po co… A z drugiej strony są nasi. Ciekawe jak to się rozegra. Ja podążam na respa. Bo misja nie jest zakończona.
Obrońca czy zdobywca radaru…?
Na respie jak to na respie, nuda. I czekanie na zmartwychwstanie. Doładowanie jednego maga do p90, łyk napoju i pogaduszki. I czekamy jeszcze na tych co wracają na respa. Słuch o niektórych z naszych zaginął w pustce. Wiemy, że Radziej, Rizo, Marcin i ktoś może jeszcze walczy i są gdzieś w okolicach budynku 7. Ale i ten kontakt się urywa. My wracamy do akcji.
Dostajemy info, że radar padł. Trzeba odbić. W szczególności, że niedaleko jest sztab. To ruszamy. Wpierw drogą i za ambasadą na wysokości większego dołu i dwóch bunkrów skąd widać radar, więc wchodzimy w las. Jest radar, znaczy jest wróg. Po dwóch stronach rowu Gelmir aktualnie dowodzący wysyła ludzi. Ja dostaję zadanie, dołem rowu. Jest głęboki i nie będzie mnie widać. A kończy się jakieś może 20m od samego talerza, który niemiłosiernie zgrzyta. To sruu do dołu. Zasrane jeżyny… Jest ich tam trochę. Dobrze mieć nóż czasami choć bardziej by pasowała maczeta na to tałatajstwo wredne. Przedzieram się powoli do końca tego specyficznego wąwozu. Widzę z lewej Covala jak z Thompsonem powoli się czołga do przodu. Z prawej jest gdzieś Gelmir, Taps, i nie wiem kto jeszcze ale powinni być, bo trochę nas tam wyszło z respa.
Czaja i jego fuzja…
Wolf, Kruger, Kruszyna i oni trafili na respa…
Na radar!!!
Wychodzę z dziury. W sensie z wychodzeniem to miało niewiele wspólnego. Raczej powili wychylam i w pozycji raczkująco-leżącej poruszam się do przodu. Jestem tuż tuż przed wałem, za którym są obrońcy radaru. Widzę lufę jednego. Kilka strzałów ale nic. Ten jest trochę oddalony, no i lufa to mało. Wskazuje cel Gelmirowi a sam przesuwam się do przodu. Cokolwiek jestem zdziwiony, że nikt mnie jeszcze nie zauważył. Widzę pięknie jednego za radarem. Ma plecak i piękną błyszczącą karimatę. Jakby nie ona może bym go nie zauważył. Strzelam. Znowu strzelam. I jeszcze kilka razy. Dostaje, ale zero reakcji. Przecież nie wstanę i nie podejdę, jak jestem kilka metrów od linii obrony. Olewam go. I tak patrzy w inną stronę. Z prawej strony zaczynają nasi atakować. Coś się dzieje. Jest hałas. I ten ze strony aegów i ten od radaru. Jestem przy wale. Nikt nie wystaje. Nikogo nie wiedzę przed sobą. Jakby obrońców nie było. Za mną Gelmir jest a przynajmniej był oraz Coval. Teraz powoli, widzę jakby przejście przez wał, to się do tego otworu zbliżam. Patrzę przez ten wyłom w nasypie i widzę przed sobą jedną osobę, to już nie myślę długo i walę kilka strzałów do niego dla pewności. Przełączam na auto i dwie serie do kolesia który leży po drugiej stronie dołu na skarpie i pilnuje tego co jest przed nim. Dostają obaj i się przyznają. To hyc prze jakieś przeszkadzające drzewko i próbuję zdobyć dół. Podnosząc się widzę więcej a w szczególności dno i ludzi na dole i nie ma ich tam mało. Więc krótkimi seriami sieję do nich. Jeden, drugi, trzeci, czwarty. Po prostu strzelam. Ot, dożynki ersoftowe Stop!!! Na środku stoi sobie jakiś typ, przeciera okulary i szybko je zakłada. Fuck!!! Przerywam strzelanie. I tak się właśnie kończył mag. Sięgam po klamkę, która przygotowana, przeładowana czeka w worku zrzutowym. I dostaję z boku od któregoś z obrońców leżących na wale. Wybić bym ich wszystkich nie wybił, bo trochę ich tam było. Ale koleś bez okularów mnie rozwalił i co tu mówić zaskoczył. Tego się nie spodziewałem na polu walki. Zdarzają się takie sytuacje na respie, no ale nie w akcji. To, że w zasadzie był chroniony przez nasyp i to dookoła, jak pokazała rzeczywistość nie wystarcza jednak. Trudno. Wlazłem i czekam jako trup na rozwój sytuacji. Przy okazji się dowiaduję, że radar przejął oddział zielonych. Kilku ich dzięki mnie jest mniej, ale jeszcze sporo zostało. Ogólnie są beznadziejnie ustawieni i mają martwe strefy. Coś ich tam rozstawia dowódca, ale i tak są dziury. Tylko, że tą wiedzę ma teraz trup a nasi jakoś umilkli w ataku. Czas się ponownie odrodzić.
Przed pozycyjnym szturmem
Wróg na radarze….
I znowu spotykamy się na respie. I znowu udajemy się na odbicie radaru. Tym razem idziemy od drugiej strony przez las. Do drogi która otacza Raszówkę. Potem znowu w las i zmierzamy do celu. Ma być zmasowany szturm. Jest nas trochę, to powinno się udać, bo w końcu będziemy działać od jednej strony a ktoś jeszcze atakuje radar z innej. Mijamy stanowisko z rakietą, bronione przez Kruszynę i nie tylko. I jesteśmy już blisko. Widzimy wroga. Gelmir nakazuje atak to zasuwam do przodu. Za mną idzie Urubu. Obok gdzieś z prawej Sonic, Radziej, VonBombke, z tych co zauważyłem. Z lewej wiem, że Gelmir, Taps i ktoś jeszcze. Reszta jest bardziej na bokach albo za nami. Szturm to szturm. Biegnę, skradam się i coś tam strzelam. Za krzak bo lecą kulki… Za kolejne drzewko i gleba, bo ktoś pruje. Za mną Urubu. Strzela. Ja wyciągam maga i szybkie doładowanie. Który to już raz. Z jednym lowem, który w zasadzie to real jest do p90 na pięćdziesiąt kilka kulek. W każdej wolnej chwili szybkoładowarka w łapę i do pełna. Bo drugiego nie ma. Wychylam główkę. Jestem jakieś 5-6m od wału. Za nimi już obrońcy. Widzę dwóch na wprost mnie. Ale tylko lufy widać. Trochę z ich lewej a mojej prawej strony wychyla się koleś w UCP i sieje przed siebie do któregoś z moich kolegów tam podchodzących. Takiego fajnego celu to nie warto przegapić. Jest jakieś 10 może 12m ode mnie. Seria, druga, trzecia. Pierwsza, mogła nie trafić, druga i trzecia trafia w brzuszek, bo chowając się za nasyp akurat tą częścią ciała był do mnie skierowany. Ale zero odzewu. Żadnego dźwięku. Nic to, ruszam do góry, bo i tak pozycja już jest zdradzona. Szturm już od pewnego czasu zamienił się w nową formę która autorsko nazywam szturm pozycyjny. A ja sobie wybiegam prosto na dwóch panów, którzy do mnie sieją, nie dając mi szans na odpowiedź, bo kurde trafiają. To jest dziwne, ale choć biegłem na nich, było góra 5m odsłonięty, to i tak dostaję w ryj, tak że krew płynie. Życie kurwa po prostu. Może i dostałem i gdzie indziej ale jednak to pyszczek poczuł najbardziej. A już byłem na górce i już witałem się z gąską
Sztab…Wolf i Kruger
W międzyczasie dostajemy informację, że nasze zaginione owieczki czyli Rizo i Marcin znaleźli jakąś skrzynię i zanieśli ją do sztabu. No tak prosto to nie mieli, bo przez teren zajęty przez wroga tachali tą skrzynię. Dotachali. I okazało się, że to nie ten kolor skrzyni i cóż… poszli odnieść ja tam skąd ją zabrali.
Szczupły – sprawca całego tego zamieszania na respie…
A my na resp. Chwila przerwy. Zaczyna kropić i ruszamy ponownie. Dochodzimy do znanego nam rowu. Radar nie jest jeszcze zdobyty. Ale ktoś go tam zdobywa. Co robić? Opcji nie ma wiele. Ale w trakcie decydowania co dalej, ktoś do nas niecelnie strzela z bunkra przy drodze. Dylemat co dalej umarł. Na bunkier! Ruszamy. Ja z Marcinem obchodzimy z lewej i wymiatamy tam przeciwnika, reszta na bunkier i z jego prawej strony. Zajmujemy miejscówkę. Ale podchodzą nowi. Tędy mają najbliżej z respa na radar. Ktoś z nieprzyjaciół przeskakuje na druga stronę drogi. Jak zajmie drugi bunkier to nas od tyłu zdejmie. Ruszamy z Marcinem na ten obiekt. Szybka akcja. Biegniemy na bunkier, ja z lewej, Marcin prosto na górę. I słyszę – nie żyjesz! Ok. z 3 metrów zaczajona postać woła i uznaję tą opcję, schodzę a w tym samym czasie Marcin zdejmuje tego co mnie zdjął. Lekkie spóźnienie z asekuracją lub też za szybko poszedłem. Bywa. Za to bunkier zdobyty i opanowany. Ja sobie patrzę na rozwój wypadków stojąc na innej górce. A tu podchodzą bunkier na którym pozostali się bronią. Wymiana ognia. Dwóch schodzi. Dostaje Piotrek na szczycie bunkra. Czaja zdejmuje kogoś z shotguna. To jest sukces. Po chwili dostaje Urubu. Zostają VonBombke i Czaja. Ostrzeliwują się i są ostrzeliwani. Na bunkier przed nimi wchodzi trzech ludzi. Pod nimi wąwozem idzie kolejnych trzech. Po drugiej stronie też przemykają jakieś postacie. I tu zadziałał ten tzw. zdrowy rozsądek, bardzo rzadko spotykany. Atakujący i obrońcy dogadali się odnośnie obustronnego zejścia na respa by nie walić do siebie z kilku metrów a może nawet i z przyłożenia. Takie coś może się spodobać. I jest logiczne i słuszne. Ponownie na respa.
Czaja i VonBombke bronia bunkra
I wchodzi wróg na bunkier…
Ruszamy ponownie. Sztab daje rozkaz zdobyć i przeszukać budynek nr 4. Prowadzi i dowodzi teraz Sonic. To nie jest daleko i droga prosta. Poruszamy się główną drogą, koło rampy i na jej końcu skręcamy w las. Przed nami jest budynek. Część zostaje w lesie a cześć idzie sprawdzić budyneczek, bo nigdy nic nie wiadomo. Nagle strzały od strony rampy. Dostaje Sonic. Przejmuję dowodzenia. Czekamy na chłopaków z budynku. Ostrzeliwujemy się z tymi zza rampy. Reszta oddziału pilnuje przedpola od strony znajdującego się przed nami bunkra. Ktoś na nim jest. Prawdopodobnie nasi, ale pewności nie ma. Kolejny człowiek dostaje, ale już nasi się wycofują. Dostaje także Gelmir. Chyba… W każdym bądź razie słychać jak się coś tam z kimś kłóci, ale nie wychodzi. Trudno. Poradzi sobie. Wycofujemy się przez sosenki do dróżki biegnącej wzdłuż torów a w zasadzie trochę od nich. I tą trasą posuwamy się do przodu w kierunku bunkra. A tam nasi. Mijamy Procenta i jego ekipę i idziemy dalej na czwórkę. Przed bunkrem słychać strzały. Ktoś tam się znajduje i nie jest to przyjaciel. Wychodzimy na skrzyżowanie za budynkiem i rozwalamy będących tam ludzi. Szybko opanowujemy budynek. I przechodzimy na jego front zajmując pozycje obronne. Z prawej i lewej strony ktoś z naszych jest. Niestety wróg nie karze na siebie długo czekać. Od strony rampy ktoś idzie a także od strony budynku 5 i 6 oraz z ichniego respa taże. Zaczyna się obrona miejsca. Kontaktuje się z Wolfem po instrukcje. Chce byśmy spróbowali dojść do 5 lub 6. Ale teraz nie ma szans. Więc dostajemy opcję by rozpoznać w miarę możliwości 6 i 7. Niewiele lepsza opcja ale zawsze opcja. Jesteśmy z przodu i boku czwórki. Zbliża się wróg. Odwrót. Potem się pomyśli co dalej. Ruszamy wzdłuż ściany budynku w kierunku skąd przyszliśmy. Z lasku padają strzały. Dwóch trafionych . Jestem ostatni i widzę, kto ich załatwił. Krótka seria i po sprawie. Wybiegam na placyk a z tył tam gdzie mieliśmy się przegrupować ktoś nadbiega. W pierwszej chwili nie wiem swój czy obcy, bo gdzieś tam niedaleko byli ludzie od Procenta. Siąpi deszczyk. Widoczność nie jest za dobra i nie wiedze opaski. Przeciwnik sam też nie wie chyba kto przed nim. W razie wątpliwości strzelaj mawiała babcia, były partyzant sklepowy. To strzelam. On strzela. Ja trafiam on nie. Wycofuje się reszta. Nie ma nas wielu. Ja, Radziej, Marcin, Czaja i jakiś bliżej nieznany kolega we flecku co się do nas dołączył. Szybko w las w stronę skarpy przy torach. Doładowanie. Kontaktujemy się z Wolfem i decydujemy że idziemy na recon sprawdzić budynek 6 lub 7. Z nastawieniem na 6 bo bliżej i po drodze.
Powroty…
Plan jest. Obejść od tyłu. Mało nas by sobie szturmować, więc bez kontaktu. Idziemy wpierw jakimś okopem wzdłuż wału. To nas przynajmniej w pewien sposób chroni. Powoli do przodu. Zamykam pochód. Na przedzie czaja z shootgunem. Istny kiler i pogromca. Trzy kulki naraz to nie przelewki. Kropi cały czas, co niestety na widoczności się odbija. W końcu nie ma wycieraczek na okularach. Kontakt! Strzały. Wymiana trwa. Ktoś nas zza rowu jakiegoś z lasu od strony budynku ostrzeliwuje. My też siejemy. Postój. Szybka narada z Radziejem. Przejdziemy nasyp i pójdziemy za nim na wysokość budynku 6. Widzę jak ktoś w oddali przemyka w kierunku wału. Zostajemy w miejscu tylko ja z Marcinem idziemy przeczyścić wał. Powoli. Pośpiech to nie jest najlepszy doradca. Marcin jest za nasypem i idzie wzdłuż niego. Ja po zboczu nasypu, ale tak by mieć widok na jego drugą stronę, tam gdzie może być potencjalny wróg. Idziemy. I idziemy. Jak tylko przejeżdża pociąg przyśpieszamy, bo to zagłusza nasze kroki. Podobnie czyni deszcz, ale jednak pociąg to większy hałas. Przeszliśmy już spory odcinek ale nikogo nie ma. Reszta pozostaje na swoich pozycjach w rowie. Dostaję info, że ktoś od tyłu ku nam podąża. Na szczęście to grupa, która wróciła już z respa dochodzi do nas. Kilka osób więcej to zawsze większa siła. Zmieniamy misterny plan. Kilka osób będzie szło nasypem a reszta dołem. W razie kontaktu ta reszta wzmacnia tych na nasypie i atakujemy.
Ruszamy dalej. Nie śpieszymy się. Widoczność się nie poprawiła a trochę krzaków i drzew w okolic jest, co zdecydowanie utrudnia poruszanie skryte i wypatrzenie niebezpieczeństwa. A gdzieś tam jest przynajmniej jeden człowiek. Powoli, poruszamy się do przodu. Kontakt! Kilka seria z aegów. I schodzą ze 3 osoby. Reszta rusza dalej. Stop! Radziej wskazuje budynek na wprost nas. To szóstka. Idziemy jeszcze kilkadziesiąt metrów. Radziej sprawdza co jest przed nami i czy można przejść na drogę betonową za budynkiem. Okazuje się że trochę dalej jest lepsze wejście niż przechodzenie przez jakieś doły. No to w drogę…
Koniec imprezy!!! Ta informacja nadana przez radio jest zaskoczeniem. Ale okazuje się że już prawie 14. No pięknie czas się gdzieś zawieruszył a my tuż tuż od celu naszego zwiadu. Szkoda. A tak pięknie sobie kapało. Teraz już tylko powrót.
PODSUMOWANIE
Co tu zresztą podsumowywać...? Szczupły nie od dziś robi Raszówki i nie można mu zarzucić że coś spieprzył. Jak zwykle rekwizyty. Ja widziałem znany już ruchomy radar z satelity oraz rakietę. Gdzieś były stanowiska broni maszynowej, ale tam nie dotarłem. Były jakieś skrzynie. Cóż, się chłopaki pomyliły i nie tą zgarnęły, ale też trochę pozostałości po innych imprezach jest, to o pomyłkę nie jest trudno.
Problem terminatorów, to na żywo lub forum. Mam co do jednej osoby wątpliwości, ale wątpliwości to nie pewność i zasadniczo mnie to wali. Inne kontrowersyjne sprawy zostały załatwione szybko i pozytywnie. Pozdrawiam pana z opisywanym wcześniej plecakiem i karimatą, któremu po swojej śmierci zwróciłem uwagę że dostał i choć to było kilka, kilkanaście minut później, po prostu zszedł na respa. Wcale tego nie wymagałem, bo oberwał w plecak i wierzę, że mógł nie poczuć. I patrząc realnie to zasadniczo w realu mógłby pewnie przeżyć przy postrzale plecaka, ale też w asg, szmata należy do ciała. Co mi przypomniało sytuację, jak się ktoś kiedyś, też na Raszówce tłumaczył, że nie dostał, bo dostał w ciuszek. No różnie ludzie sobie potrafią interpretować sytuacje.
Pogoda, jak to pogoda, była… Taka jakaś cokolwiek brzydka. Wpierw zapowiadało się że będzie niczego sobie, i ludzie zaczynali zdejmować gore aby po pewnym czasie zacząć pokropywać i chwilami cokolwiek padać bardziej konkretnie. Dobrze, że nie ulewy i pod końcem, bo pewnie spora rzesza ludzi poszłaby do domu na kurczaczka czy inne tam smakołyki niedzielne.
Było bardzo pozytywnie. Jak zwykle. Mieliśmy, my u siebie mały chaos ale taki na własne życzenie, który został z lekka opanowany. Nad szturmami trzeba popracować, bo za rączki chodzić już nam się udaje.
Pozdrawiam… a co mi tam wszystkich. Gratulacje dla szczupłego za organizację i dowódcom (Wolfowi i Gienierałowi) za ogarnianie motłochu jakim czasem jesteśmy
I tylko pana bez okularów na radarze nie pozdrawiam. To było że tak delikatnie powiem co najmniej głupie. I nie idzie mi o to, że mogłem kogoś zdjąć jeszcze i powiększyć ilość trafień. Wali mnie to, czy trafię czy też nie. Ale nie wali mnie, że mogłem komuś zrobić krzywdę. Oko to delikatna sprawa a coś na ten temat wiem i jego strata czy kontuzja to nie przelewki. I to, że ktoś taki powiedzieć może, że on jako (prawdopodobnie) dorosły bierze na siebie odpowiedzialność jest tylko gównianym tekstem, niemającym żadnego przełożenia na rzeczywistość. Tak mi się wydaje, że ten osobnik miał i spotkanie z Gelmirem chwilę później i także był bez okularów. I chyba takich bardziej się obawiam niż terminatorów na imprezie.
Więcej zdjęć:
https://picasaweb.google.com/yarakka/Raszowka41211
Promujemy:
tutajpoczkategori