ďťż

Stalownik - Bielsko-Biała

sratatatajka portal

Stalownik - 23.04.11

Wpierw co to zacz jest ten Stalownik. Teraz to w zasadzie piękna ruina, patrząc z perspektyw ersfotowca. Ale kiedyś był to budynek szpitala. Taki 10-piętrowy z lądowiskiem dla helikoptera. Położony na zboczu Rogacza, górki w okolicach Magurki czy też w masywie jak ktoś woli. Widok z niego piękny jest na całą południową i wschodnią panoramę Beskidów w szczególności na Skrzyczne i Klimczok oraz inne tam górki czy też szczyty. Jak to zwykle bywa, zamknęli toto jak wybudowano szpital wojewódzki i popadł w ruinę( czytaj rozkradli co się dało). Nie wiem ile kondygnacji ma w dół ale tylko jedno jest dostępne, bo poniżej jest zalane. Swego czasu jak jeszcze funkcjonował, to mi się obiło o uszy że dwa najniższe są zalane a potem dopiero kolejne. Ale ile tego jest naprawdę to nie wiem. Ale jak ma dziesięć pięter w górę to nie sądzę, że są tylko dwa poziomy w dół.

Stalownik

Niestety sam budynek szpitala na co dzień nie jest dostępny. Są czujniki ruchu i szybko przyjeżdżające patrole ochrony. Ale jedna osoba z bielskiego asg ma wejście/dojścia i wraz z nim można się wbić i postrzelać w ciekawym otoczeniu. Do tego są jeszcze jak to zwykle bywa przy szpitalach budynki gospodarcze czy jakieś tam inne z np. kotłownią czy kuchnią i pochodnymi. A do tego mnóstwo lasu. I jakieś imprezy się tu nawet na kilkadziesiąt chłopa i babeczek dzieją.

Kameralnie

Na potrzeby tej akurat imprezy wykorzystywaliśmy tylko sam budynek i 20m lasu od budynku. W budynku tylko do gry wchodził parter i podziemia. Podziemia, są na tyle ciekawe, że mają 3 wejścia i sporo pomieszczeń w środku. Część, która można dostać się do chyba rejestracji oddalonej trochę od budynku głównego jest jakby poziomem zero, bo mimo, że niby pod ziemią są jakieś okienka, prze które dostaje się trochę światła. Ale zasadniczo jest ciemność.

Jestem

Jako dzieciak się tam szwendałem trochę, ale to jeszcze nie robiło ze mnie znawcę terenu. Zresztą najlepiej znali teren ci, co tam się już bawili. Ja i kumpel z którym razem w ten dzień walczyliśmy niestety nie.
Wpierw CTF. Dwie flagi i zdobywanie a potem obrona już zdobytej przez 10 min. Nas jest 5 ich czterech, ale za to oni lepiej znają teren czyli budynek. Akcja zaczyna się szybko. Jesteśmy w drugiej części kompleksu. Do głównego budynku prowadzi taras, przejście podziemne oraz dymanie dróżkami przez laski, otwarte przestrzenie dookoła głównego budynku.

Zgarnęli nam flagę i próba odbicia

Wpierw trzeba się odnaleźć w przestrzeni. A tu już jakiś koleś ginie. Resp jest tylko 3 min a po zdobyciu flagi ci, co odbijają 2 min czy jakoś tak  U nas flaga jest na tarasie wisząc na barierce. I chwilę po rozpoczęciu już pod tarasem wróg sobie za pomocą kijka flagę próbuje zgarnąć. Strzelam przez dziurę w podłodze ale nie trafiam. Za to mnie trafiają i sobie idę na respa. 3 min, to nie jest wieczność i idę znowu w kierunku budynku z jogim. Reszta naszych poszła jakąś inną trasą lub akurat wypoczywa na respie. Nasza flaga już jest u wroga razem z ich flagą. Dokładnie przed głównym wejściem do budynku. Teraz głównym, bo kiedyś to było raczej zaplecze.

Tam się zasadził paskudnik jeden…

W oknie pojawia się czyjeś ciało to sruuuu seria i kolejna seria i jeszcze jedna. Dziś pożyczony g36, bo moje zabawki zostały we Wrocku. Dwóch naszych biegnie z prawej a ja znowu dostaję. Nie wiem skąd. Ale to na szczęście stało się jakieś 20m od respa. Za chwilę i ci, co pobiegli z prawej wracają. Czekam na nich i powstał sprytny plan, że pójdziemy z jogim przez ciemne kazamaty szpitala. Ale wpierw pokazują nam którędy się tam dostać. I gdzie iść.

A teraz dorgie dzieci pobawimy się w tej oto psiaskonicy – rzekł Piotr

Zgodnie z zasadami, w podziemiach używa się tylko klamek. To akurat jest to co tygryski lubią i mają nawet w większej ilości. Niestety, zasady mówią, że trzeba mieć latarkę a w ciemnościach oświetlać cel do którego się strzela, wiec zamiast w dwóch rączkach klameczki to w jednej klamka a w drugiej latareczka. I idziemy. Początek prosta sprawa. Ale potem długi podziemny korytarza w którym prześwitują otwory jakiś pomieszczeń. I z tych pomieszczeń wpada troszeczkę światła z jakiś tam okienek.

Jakieś lans fotki w przerwie

Ale szlak choć prosty i szeroki w sensie korytarz, to właśnie przez to i różne pomieszczenia po drodze nie jest już taki fajny. Coś tam widać w środkowej części dzięki słoneczku wpadającemu przez te różne otwory i okienka w pomieszczeniach. Ale niestety nie przez całą długość a w szczególności na końcu korytarza gdzie panuje ciemność. Idealne miejsce na zasadzkę. A do tego te pomieszczenia w których każdy może się czaić. A to my bardziej widoczni jesteśmy i nawet bez latarki można zdejmować.
Skradamy się….

Powoli, krok po kroku jak najciszej. Po obu stronach korytarza. Nie jest łatwo w ruinach cicho się przemieszczać jak jakieś śmieci, gruz a w szczególności stłuczony szyby się walają. I w dodatku ciemno, bo jak się da to nie ma sensu włączać światła latarki. Powolutku dochodzimy do końca korytarza. Przed nami piwnice jakieś i tu latarki trzeba odpalić. Słyszymy głosy jakieś i jakieś kroki nad nami. Znajdujemy schody na górę. Latarki już zgaszone. Jak to zwykle jest, najtrudniejsze do zdobycia są klatki schodowe. Ja pierwszy, już z dwiema klameczkami. Glock i colt w łapkach a w rezerwie jakby co to jeszcze beretta r93, która może strzela może nie… Za mną jogi, też dwie klamki hi-capa i beretka m9. On jeszcze na plecach ma m16 a ja g36 zostawiłem na schodach, bo bez zawieszenia skutecznie ogranicza manewrowanie. A poza tym chcę z klamkami. Brakuje mi tego. Tak długo się do nikogo z nich nie strzelało.

Podziemny korytarz…

Skradamy się

I znowu powoli skradamy się stopień po stopniu. Na szczęście nikt nie pilnuje klatki a sobie tylko gadają i do kogoś strzelają po drugiej stronie budynku. Wchodzę stopień po stopniu. I potrącam jakąś plasticzaną butelkę. Kurwa! Hałas, to nie ma co czekać. Myślałem, błędnie zresztą, że usłyszeli. To nie ma co tamto, szturm. Ostatnie półpiętra na szybkości i choć zastawione wyjście przez jakieś drzwi, to i tak widzę dwóch i z obu klamek strzał za strzałem i po problemie. Zaskoczeni byli. I zginęli. Dwóch z głowy. Jogi dochodzi. Z miejsca gdzie jesteśmy widzimy flagi. Przez radio nadaję, by przeszła reszta. Ale nie wiem czy usłyszeli czy nie. Gdzieś z prawej ktoś jest. Zostało ich tylko dwóch. Ktoś gdzieś krzyczy na lewo że dostał. Ale nasz czy nie nasz to nie wiadomo. Jogi biegnie po flagi i dostaje serię z lasu. Ja się czaję by namierzyć kolesia i widzę go powyżej nas na zboczu. Kilka serii niestety nie trafia go. Ale akurat czas się kończy i po zabawie.

Gdzieś na dachu…

Nie ważne, że przegraliśmy, ważne, że postrzelane z klamki Zmiana stron.

Zaczynamy od budynku. Idziemy po tarasie pod nami jest podziemne przejście. Jeden wbił się do pomieszczenia przed nami przy wejściu do tarasu. Dotarłem z jogim do jakiejś ściany tuż przy końcu tarasu. Ale przejść się nie da dalej. Z prawej jest koleś w pomieszczeniu. Z lewej jakieś zasieki z drutu kolczatego a tara nie jest na poziomie zero i spadnie z niego miłe by nie było. Jogi dostaje od kogoś z końca korytarza na tarasie gdzie jest wroga flaga. A co mi tam… Ryzykuję z lewej strony przez tą kolczatkę. Prawie się udało. Jeden kolec zaczepił spodnie i dziura kurde jest. Za to ja jestem pod ścianą budynku. I w świetle drzwi widzę tego co wbił do pomieszczenie i blokuje drogę przez taras i z lewej strony. Seria z gienka i po problemie. Wychylam się zza rogu ale tam wali koleś z tarasu. Wymiana serii. Raz on raz ja. Żadnej rewelacji i żadnego rozwiązania. Seria za serię. Dystans taki, że zawsze można się za róg schować. Zmieniam poziomy ostrzeliwania, ale to tylko jeden róg jest więc szału nie ma…. Dochodzi jeden z naszych. Wali z kurtza. W końcu i mnie się udaje trafić tego co przeszkadzał w zdobyciu flagi. Idziemy we dwóch po flagę.

Mamy cię…

Taras pusty więc zabieramy flagę i dymamy biegiem na naszą stronę. Flaga u nas a my zasadzamy się i czekamy na wroga. Stanąłem przy schodach do podziemi i trafiam jednego w nogę. Przechodzę na półpiętro i siadam sobie na schodach i czekam. Gienek leży na betonie a ja klameczki i czekam. Pozycja może nie zajebista, ale mam przed sobą wejście z tarasu, widok na moją prawą stronę i wejście przez gruzowisko oraz wyjście z budynku. Okno przy schodach pozwoli jakby co ostrzeliwać każdą osobę która wyciągnie wraże łapki po flagi. No i zejście do podziemi. I czekamy. Reszta naszych gdzieś się skrada w mojej okolicy jest jeszcze jeden. Jednego wysłaliśmy chyba na zbocze by przykładem poprzedniego starcia ostrzeliwał z góry.

Wychodząc z lochów…

Się coś dzieje. Ktoś gdzieś krzyczy – dostałem! Gdzieś serie z aegów ale i charakterystyczny głosik klamki też słychać. Z prawej dostał jogi. Nie wiedzę tego ale głos poznaję. Ten co był koło mnie i pilnował wejścia z tarasu też dostaje. Widzę jak się jakaś postać skrada od strony gruzowiska skrada. Biorę długą i jak tylko mi się wychylił jedną serią wysyłam go do krainy wiecznych łowców. Znowu klamki w dłoń bo ktoś mi się po schodach skrada. Miał pecha a ja fun, bo klamki dają rady. Z lewej się ktoś dostał do budynku i tam hałasuje jak mały słoń. Zastanawiam się tylko czym się mu do dupy dobrać. Z pistoleciku czy może z długiej. Wygrywa pistolecik w ilości sztuk dwóch. Stoję sobie na schodach i czekam aż podejdzie. Ktoś na zewnątrz mówi, że koniec czasu, to się wychylam i zdejmuję bodajże Lopeza. I koniec czasu.

Szybko choć powoli

Przerwa.

A po przerwie na reklamę inna wersja zabawy. Działamy dwójkami. No jako, że jest nas 9 sztuk to jedna trójka musi być. Jeden z dwójki jest dowódcą, drugi mięsem armatnim. Dowódca może leczyć i przyłączać zabitych żołnierzy z innych dwójek by stworzyć większe swoje siły. Wyglądało skomplikowanie, ale okazało się proste. Rozchodzimy się po budynku. Razem z jogim idziemy tam gdzie jest najciekawiej czyli w podziemia. Znajdujemy miejsce na zasadzkę i czekamy z klameczkami. Niedługo czekam a tu idą. W dodatku idzie trójka. Latareczka i strzały. Ktoś dostaje. Nawet chyba dwa ktosie. Piotr jest za drzwiami. Jogi oświetla cel, ja podbiegam i strzelam. Wychodzi mały spór w sensie dyskusja o zasady. Zgodnie z zasadami nie wolno strzelać do nieoświetlonego celu. Fakt, ja nie oświetlałem, ale oświetlała go inna osoba i cel był oświetlony. To taktycznie miało sens. Tak czy inaczej się dogadaliśmy i nasz oddział się powiększył o 3 osoby. Idziemy do drugiego wyjścia z podziemi. Wychodzimy. No ciche to ono nie było. I z lasu dostajemy. Wpierw Piotr potem Jogi. Uleczam szybko jednego i drugiego. Reszta się rozchodzi. Lopez gada sobie przez telefon i nikt go nie trafia. Dostaję i na schodach dostaje jogi. W pewnym momencie kupa serii i koniec. Nie wiem kto wygrał a kto nie ale jest nieźle.

Ninja z kurtzem

Jeszcze raz to samo

My znowu do podziemi. W inny miejscu robimy zasadzkę. W korytarzu do innego wyjścia gdzie nas wcześniej zdjęto. I czekamy. I dalej czekamy. Po bliżej nieokreślonym czekaniu, raczej dłuższym niż krótszym idziemy do wyjścia. Po schodach na kucaku. Błąd taktyczny, że poszedłem pierwszy jak ten co może leczyć. Dostaję strzała w plecy z lasu i mam pozamiatane. Jogi sam przytulony do ściany pod oknem i skierowany w stronę schodów skąd dochodzą jakieś głosy. Idą. Wyjmuje klamkę i zdejmuje jednego. Potem szybko acz powoli żeby nie robić hałasu drugą. Kolejne strzały i następny chyba dostaje. Siedzę sobie na gruzach i widzę jak się z drugiej strony skrada ninja z kurtzem. Trochę strzałów i jogi ginie. Wychodzą z podziemi. Ciekawa sytuacja. Abdul z jednego rogu ściany a za drugim skrada się ninja. I wpadają na siebie. I okazuje się, że to swoi. Już wybili wszystkich i koniec rundy.

Z prawej czy z lewej..?

Pozycja wyjścia z nory…

Teraz konwój. Ja i jogi robimy zasadzkę. Reszta idzie drogą z punktu a do punktu b ale ścieżką i nie mogą z nie zboczyć i chować się za bardzo w lesie jak i wchodzić do budynku. Mogą wybrać jedną z dwu tras dookoła budynku. My możemy zasadzić się na nich gdziekolwiek. Zza kupy gruzu obserwuję jaką trasę wybierają. Idą dołem. Plan na szybko stworzony jest taki, że jogi ich zajmuje od frontu, ja ich przepuszczam i atakuje od tyłu. Przeszli mnie i natknęli się na jogiego i zaczynają tracić ludzi. Ja schowany na tarasie wpierw wychylając się przez jakieś okienko strzelam do jednego i trafiam. Teraz muszę lekko na około obiec taras i ścieżką dymać by się im do tyłka dobrać. Podbiegam i zdejmuje jednego. Niestety nie i mnie trafia ktoś z lasu czego się nie spodziewałem. Jogu wybija jeszcze jakiś, ale jednemu udaje się dobiec do miejsca przeznaczenia i koniec.

A za rogiem czai się…niestety nie żubr…

Zmiana snajperów. Idziemy górą. Dwójkami szybko podbiegamy do budynku. Jest dobrze. Nawet bardzo dobrze tylko nie patrzyliśmy na las i tak nas ostrzelali i to skutecznie. Został sam jogi i po wymianie ognia zaszli go z dwu stron i dostał serię w plecy kończąc całą akcję.

I biegusiem za wrogiem…

Kawałek konwoju…

Kolejna zmiana. Innych dwu. Abdul i Piotr się zasadzają. Teraz idziemy dołem. Nagle strzały, ktoś dostaje. Potem drugi. Zauważam na dachu Abdula i strzelam. Kilka serii, ale co z góry to z góry i sam dostaje. Zostaje czterech żywych. Dwóch zza drzew strzela ale nie zidentyfikowali gdzie wróg. Dwóch podbiega do byłego sklepiku i jeden w środku a drugi, jogi zza budki strzelają do Abdula. Źle się strzela pod górkę. I szybko Abdul załatwia dwóch za drzewami. Potem i tego w budce też trafia. Teraz pojedynek jeden na jeden. Się ostrzeliwują. Jogi raz z jednej strony budki raz z drugiej strony wali w stronę dachu i Abdula, ale nie przynosi to żadnych rozwiązań. Abdul też nie za bardzo uzyskuje przewagę mimo lepszej pozycji. Nagle na dachu cisza i jogi puszczając kilka serii w stronę dachu biegnie w stronę schodów na taras. Byłby dobiegł ale jak nie trafi na drut kolczasty który go zatrzymuje znienacka ale skutecznie robiąc jeszcze kilka dziurek w kamizelce i bluzie. I dobrze że nie był na wysokości jaj. W tym czasie gdy jogi wydostawał się z drutu Abdul zdążył zbiec na taras i zdjąć jogiego.

Jeden był w budce…

Snajper na dachu…

Jogi broni się za kioskiem…

I to w zasadzie koniec tej sobotniej imprezy. Nie trwała długo ale było intensywnie. Czasami bardzo.

Dawno już nie miałem okazji być na kameralnej imprezie. Bardzo dawno. A tu jeszcze opcja walki z klamką w dłoni. I to całkiem efektywna walka. To lubię, to mi się podoba. Na takich imprezach nie uświadczysz T1000, co też cieszy. I nawet mimo tego że się nie zna za bardzo ludzi jak w moim przypadku, to jest sympatycznie. Scenariusz nawet nie jest specjalnie potrzebny, bo proste zabawy z cyklu CTF, konwój czy walki parami są małym gronie równie intensywne co imprezy na wiele osób. Co ważne, nie trzeba się do nich jakoś specjalnie przygotowywać. Zasady są proste i nie trzeba wiele czytać by sobie coś przyswajać albo wcielać się w jakąś rolę. To jest też fajne.

Już po…

Więcej zdjęć:
https://picasaweb.google.com/yarakka/StalownikBielsko2304#
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aniusiaczek.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 sratatatajka portal | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.