Tu mieszkam moje miejsce teraz ...
sratatatajka portal
Nio! I cichoooooooooooooooooooooooooo!!!!!!!A ja mam nadzieję, że kiedyś wyprowadzę się właśnie do Gdańska lub okolic

Wiecie co, brakuje mi takiej mapki na forum z rozmieszczeniem naszych forumowych hodowli (a raczej Waszych


Oczywiście można też innym kolorkiem zrobić nas


Nie wiem czy to nie jest jakiś mój głupi wydumany pomysł, bo takich mam wiele

Łoo matko! To tu ktoś ze Zgorzelca jest?! Nigdy bym się nie spodziewała. Ja też.

O prosze prosze

Mi pomysł mapki bardzo się podoba, i.stawiam się z nim


Biru, Ty z Biłgoraja a mój tata pochodził... ze Zwierzyńca




Dokładnie... cudne okolice . I ludzie tacy inni... fajni

Ooooo grubo powiedziane. O tych ludziach znaczy się. Powiem tak, można spotkać bardzo fajnych ludzi, tak jak wszędzie, ale spacery po bilgoraju mijają tu bardzo różnie. Kiedyś musiałam zostawić chłopaków w wózku przed sklepem, sklep ogrodzony, daleko od jezdni, cała ściana przeszklona, młodszy zapięty starszy pilnuje brata. Był to sklep mięsny z zza wąskimi drzwiami by wejsc z wozkiem, stałam przy ladzie i patrzyłam na dzieci. Po chwili patrzę a jakaś starsza kobieta do dzieci mi podchodzi no to ja wychodzę żeby powiedzieć ze jestem tu co by się chłopaki nie przestraszyły obcego. A ta nsa mnie z mordą. I powiem tylko ze nie był to jedyny taki przypadek. Zwłaszcza po tej akcji z mamuska z Sosnowca. Spacery z wózkiem i dwójka dzieci to mnóstwo dziwnych spojrzeń od starszych kobiet.ogólnie stereotypowe myślenie, trochę ciasne i zacofane, ocenianie po wyglądzie _ nawet w mieście nie ma takiego parcia nsa bycie chudym jak w tych wioskach tutaj, masakra. Ale są też wspaniali gościnni ludzie. jak w każdym regionie

Ja z dziada pradziada z Warszawy...

Jak byłam mała zazdrościłam koleżankom babć na wsiach, wakacji wśród kur i liczniejszych rodzin (moja została zdziesiątkowana podczas Powstania Warszawskiego).
Ale nic to. Stolica też fajna -> z czym mój mąż (pochodzący spod Ostrołęki) się nie potrafi zgodzić i upiera się, żeby stąd uciekać.
Rodzinę teraz też mam liczną, bo mąż ma bardzo dużo rodzeństwa i nie tylko.

Powiem tak, według mnie najlepsze fpp mieszkania to wieś ale taka prawdziwa, dom ukryty w lesie a nie jak w.większości przy ruchliwej drodze gdzie wyjscie.do sklepu często kończy się wypadkiem. Jeśli nie ma takiej opcji to obrzeża miasta, daleko od zgiełku, prawie jak na wsi (niestety bez prywatności), ale z możliwością korzystania z tego co miasto oferuje, lekarze szpitale, koncerty, muzea, kinga i teatry, szkoły, przedszkola etc. ja wybieram 1 opcje, byle stajnia była, koń fryzyjski choć mlp slaski.xx lub oo ewentualnie.xo też się przejdzie


Ja zawsze myślałam, że chcę mieszkać na wsi lub pod miastem, ale teraz sama nie wiem.
Musiałabym zrobić prawko, a dla mnie to chyba nie do przejścia (panicznie się boję jeździć - nawet jako pasażer miewam problemy z paniką na drodze - jako kierowcy w ogóle sobie nie umiem siebie wyobrazić!).
Inna sprawa to koszt i czas dojazdów do pracy. Ja mam taką pracę, że poza miastem nie zarobię ani złotówki. Muszę dojeżdżać codziennie do miasta, najlepiej dużego (w małym też nie zarobię).
Przy obecnych cenach benzyny domek pod miastem przestaje być piękną wizją sielanki.
Nadal taki nam się marzy, ale powoli zaczynam sobie uświadamiać, że wcale nie chcę spełniać tych marzeń.
z prawem jazdy Cię rozumiem

Czasami zderzenie z rzeczywistością sprawia że nasze marzenia nie znikają ale się zmieniają. To co Ci napisałam to moje marzenie ale... raczej się nie spełni bo jak? A praca? A zasypane drogi w zimie i niemożliwość wyjazdu / dojazdu. Wojtek znalazł w końcu pracę która naprawdę mu odpowiada (a wiele było po drodze od wysokich stanowisk jak kierownik obiektu w szpitalu Jana Pawła II w Krk po przedstawiciela handlowego firmy ecomedica. A teraz też pracuje na stanowisku z dużymi horyzontami





Tak więc zwykłę marzenie o domku na wzgórzu... mieliśmy je i sprzedaliśmy, ale dalej gdzieś w nas siedzi.
Hmm...
Chyba wolę mieć wakacje raz w roku, ale móc każdej nocy zasypiać wtulona w męża i budzić się też obok niego.

Ale mąż bardzo nie lubi wielkiego miasta. Pochodzi z małej miejscowości i bardzo chce mieszkać poza miastem. Nie wiem, jak się nam ułoży. Póki co nie mamy kasy na ziemię i dom, a tak dużego kredytu też nam nie dadzą.
Chociaż domek, ogród.. własne drzewa, których nikt mi nie wytnie bez mojej zgody..
Może miniaturowe świnki albo kozy? Koniecznie gołębnik! Taki drewniany na jednej nóżce. Mmmm...

Marzenia są piękne. W nich nie czuć kosztów ogrzewania zimą, odśnieżania dróg i cen benzyny.

dnia Pon 10:23, 02 Kwi 2012, w całości zmieniany 1 raz
Dokładnie... Ale wiesz my tui mamy bardzo fajne ogrzewanie, piec na sypkie trociny z podajnikiem, jak było minus 35 to grzalysmy dwa razy, ok 12 na2 godz i od 18 do 21, ciepło cały czas, ogrzanie wody i domu w jednym i wcale tak dużo nie wychodzi



A nie wkurza Cię, że siedzisz sama z dziećmi, a mąż (mój też jest Wojtek

Mnie by to bardzo denerwowało. Nie chciałabym mieć wszystkiego na własnej głowie i domu, i dzieci. Ja potrzebuję, żeby mąż siedział w kuchni, jeśli ja prasuję itd.
No chyba, że zarobiłby mi na pomoc domową i opiekunkę do dzieci, żebym mogła wyjść i odetchnąć czasem. Ale chyba nawet wtedy czułabym, że się mnie wrabia w za dużo obowiązków. Nie wiem. Ciężko mi sobie wyobrazić.
Wiesz to nie jest łatwe ale wiem ze jemu też jest tam ciężko, oboje staramy się patrzeć na sprawę z punktu widzenia drugiej osoby. Ja tęsknię za nim i za tym czego on ma dość, siedzenia samemu wypicia piwka i oglądania filmu, on tęskni za ma i dziećmi. On tam ciężko pracuje, czasami z dojazdami po 14 godzin, robi to dla nas, dla siebie, dla mnie, dla dzieciaków (ja pracuje 24h/d ale zawsze tak jest bo jego dzieci w nocy nigdy nie obudziły, śpi snem kamiennym). Ja mogłabym iść do pracy, i to co zarobię wydać na opiekunkę do dzieci lub przedszkole ale wybraliśmy ze narazie lepiej żeby dzieci były z nami. Gdy przyjeżdża bardzo mi pomaga, ja spie ile chce, on bawi się z chłopakami, jest w 100% dla nas. Tylko w Hiszpanii tak było odkąd sa dzieci na świecie. Wtedy WSZYSYTKO się zmienia. U nas zawsze obowiązki nie były podzielone, mąż myje garki, sprzata,odkurza na równi ze ma, ale był czas po urodzeniu pierwszego syna ze nie było tak kolorowo, stres w pracy przenosił się do domu, zarobki polskie też niezbyt ciekawe. A nawet jakby on teraz tu pracował to on wraca z pracy, zmęczony, tak jak ja po domowych obowiązkach, chwile odsapnie i zajmie się dziećmi, a ja marze tylko o tym żeby pójść spac


Biru, a tak z ciekawości - jak Ci się żyło w Hiszpanii bez znajomości hiszpańskiego?
Jak ja byłam kiedyś w Hiszpanii, to bardzo ciężko było znaleźć osobę, która znała angielski. Teraz zaczęłam się uczyć hiszpańskiego, więc na proste tematy się dogadam, ale wcześniej to po hiszpańsku ani be ani me i było bardzo ciężko.
Powiem tak, mieszkanie wynajęliśmy od młodego małżeństwa tak 30 letniego, oboje nauczyciele, i coś po angielsku mówili. Dzieci po hiszpańsku nawet coś umieją powiedzieć, podstawowych zwrotów można nauczyć się w tydzień. Jak już wcześniej wspomniałam, do tej pory to było najlepsze miejsce w jakim mieszkaliśmy, najmilsi ludzie (no poza marokanczykami których akurat w alcazares jest bardzo dużo). Ale hiszpanie języków się nie uczą choć z pokoleniem młodszym jest coraz lepiej. Pamiętam jak byłam zdziwiona jak każdy straty i młody, nawet 2 łatki i 80 łatki, po usłyszeniu shakiry;) w radiu zaczynają.ja śpiewać, nawet tańczyć od tak. U nas nie ma i nie było aż takiej solidarności całego narodu w stosunku do jakiegoś człowieka (poza naszym Papieżem) co dopiero jakiegoś artysty.