ďťż

Tu mieszkam moje miejsce teraz ...

sratatatajka portal

Nio! I cichoooooooooooooooooooooooooo!!!!!!!



A ja mam nadzieję, że kiedyś wyprowadzę się właśnie do Gdańska lub okolic

Wiecie co, brakuje mi takiej mapki na forum z rozmieszczeniem naszych forumowych hodowli (a raczej Waszych ). Pamiętam jak trudno mi było zorientować się w hodowlach gdy tego potrzebowałam, przefiltrować te z pomorza, bo tam chyba najwięcej, ale ode mnie najdalej. A też nie każda hodowla ma stronę internetową, a nie każda która ma stronę musi być godna polecenia. A przecież nasze forumowe są najlepsze więc może warto je wyróżnić spośród innych.

Oczywiście można też innym kolorkiem zrobić nas W sumie większość nie ukrywa informacji pod awatarkiem gdzie mieszka, a czasem jak się gdzieś jedzie to można by się było na kawce spotkać

Nie wiem czy to nie jest jakiś mój głupi wydumany pomysł, bo takich mam wiele Ale myślę, że taka mapka hodowlana byłaby przydatna. A może już gdzieś taką stworzyłyście?

Łoo matko! To tu ktoś ze Zgorzelca jest?! Nigdy bym się nie spodziewała. Ja też.



O prosze prosze Ależ ten świat jest mały.... O.O Coraz mniejszy.... ;p

Mi pomysł mapki bardzo się podoba, i.stawiam się z nim my obecnie mieszkamy w Bilgoraju nieszczesliwie rozslawionego przez palikota bodajze... rodzina mojego męża mieszka 40 km stąd w Biszczy a na Budziarzach teściowie mają konie i prowadzą hipoterapie. od urodzenia mieszkałam w Krakowie, potem jakiś czas w Toporzysku, potem w Nowym Targu jak poznałam Wojtka, znów w Krakowie, z dziećmi już w Bolechowicach koło Krakowa, trochę z tesciami, trochę w Hiszpanii a teraz tutaj., czytam o Zgorzelcu i kto error może za jakiś czas będziemy sąsiadami. Jeśli przez kilka lat nic się nie zmieni to pomyślimy o czymś swoim blisko granicy,.ale przeprowadzka dopiero na swoje mam nadzieje.

Biru, Ty z Biłgoraja a mój tata pochodził... ze Zwierzyńca

teraz z Biłgoraja ale tak dochodzę z.Krakowa a tu to dopiero od grudnia mieszkamy przez jakiś czas mieliśmy domek na wzgórzu pomiędzy zamościem a hrubieszowem. Trzeba przyznać ze lubelszczyzna ma w sobie piekna, lasyyyyy.

Dokładnie... cudne okolice . I ludzie tacy inni... fajni

Ooooo grubo powiedziane. O tych ludziach znaczy się. Powiem tak, można spotkać bardzo fajnych ludzi, tak jak wszędzie, ale spacery po bilgoraju mijają tu bardzo różnie. Kiedyś musiałam zostawić chłopaków w wózku przed sklepem, sklep ogrodzony, daleko od jezdni, cała ściana przeszklona, młodszy zapięty starszy pilnuje brata. Był to sklep mięsny z zza wąskimi drzwiami by wejsc z wozkiem, stałam przy ladzie i patrzyłam na dzieci. Po chwili patrzę a jakaś starsza kobieta do dzieci mi podchodzi no to ja wychodzę żeby powiedzieć ze jestem tu co by się chłopaki nie przestraszyły obcego. A ta nsa mnie z mordą. I powiem tylko ze nie był to jedyny taki przypadek. Zwłaszcza po tej akcji z mamuska z Sosnowca. Spacery z wózkiem i dwójka dzieci to mnóstwo dziwnych spojrzeń od starszych kobiet.ogólnie stereotypowe myślenie, trochę ciasne i zacofane, ocenianie po wyglądzie _ nawet w mieście nie ma takiego parcia nsa bycie chudym jak w tych wioskach tutaj, masakra. Ale są też wspaniali gościnni ludzie. jak w każdym regionie


    Ja z dziada pradziada z Warszawy...
    Jak byłam mała zazdrościłam koleżankom babć na wsiach, wakacji wśród kur i liczniejszych rodzin (moja została zdziesiątkowana podczas Powstania Warszawskiego).
    Ale nic to. Stolica też fajna -> z czym mój mąż (pochodzący spod Ostrołęki) się nie potrafi zgodzić i upiera się, żeby stąd uciekać.
    Rodzinę teraz też mam liczną, bo mąż ma bardzo dużo rodzeństwa i nie tylko.

    Powiem tak, według mnie najlepsze fpp mieszkania to wieś ale taka prawdziwa, dom ukryty w lesie a nie jak w.większości przy ruchliwej drodze gdzie wyjscie.do sklepu często kończy się wypadkiem. Jeśli nie ma takiej opcji to obrzeża miasta, daleko od zgiełku, prawie jak na wsi (niestety bez prywatności), ale z możliwością korzystania z tego co miasto oferuje, lekarze szpitale, koncerty, muzea, kinga i teatry, szkoły, przedszkola etc. ja wybieram 1 opcje, byle stajnia była, koń fryzyjski choć mlp slaski.xx lub oo ewentualnie.xo też się przejdzie do tego ogród warzywny, mała szklarnia, psy ale nsa ta chwilę nie wiem jakie no i ragdolle taki raj na ziemi

    Ja zawsze myślałam, że chcę mieszkać na wsi lub pod miastem, ale teraz sama nie wiem.
    Musiałabym zrobić prawko, a dla mnie to chyba nie do przejścia (panicznie się boję jeździć - nawet jako pasażer miewam problemy z paniką na drodze - jako kierowcy w ogóle sobie nie umiem siebie wyobrazić!).
    Inna sprawa to koszt i czas dojazdów do pracy. Ja mam taką pracę, że poza miastem nie zarobię ani złotówki. Muszę dojeżdżać codziennie do miasta, najlepiej dużego (w małym też nie zarobię).
    Przy obecnych cenach benzyny domek pod miastem przestaje być piękną wizją sielanki.
    Nadal taki nam się marzy, ale powoli zaczynam sobie uświadamiać, że wcale nie chcę spełniać tych marzeń.

    z prawem jazdy Cię rozumiem choć co chwile się przekonuje że czas najwyższy się za to wziąć... masakra będzie.
    Czasami zderzenie z rzeczywistością sprawia że nasze marzenia nie znikają ale się zmieniają. To co Ci napisałam to moje marzenie ale... raczej się nie spełni bo jak? A praca? A zasypane drogi w zimie i niemożliwość wyjazdu / dojazdu. Wojtek znalazł w końcu pracę która naprawdę mu odpowiada (a wiele było po drodze od wysokich stanowisk jak kierownik obiektu w szpitalu Jana Pawła II w Krk po przedstawiciela handlowego firmy ecomedica. A teraz też pracuje na stanowisku z dużymi horyzontami na wysokości - jest monterem rusztowań, brygadzistą może kiedyś kierownikiem i pracuje mu się rewelacyjnie, zero stresu, nerwów, nieprzespanych nocy z powodu pracy - no chyba że ma nocki ) Ta praca jednak wiąże się z pobytem w Niemczech, tam mają kontrakty, obstawiają duże firmy jak W. Rozwija się tam językowo bo jest tłumaczem i dobrze mu tam. Tylko ile można żyć daleko od siebie? Jasne że są plusy - nie wkurzamy sie na siebie , nie nudzimy się sobą, nie ma stresu że wraca zmęczony z pracy i warczy. Za to przyjeżdża co 1,5 miesiąca i jest z nami non stop 2-3 tyg. To tyle co normalny człowiek ma wakacji na rok. My mamy tak co 1,5 mies i możemy z tym zrobić co chcemy. Tylko ile tak można. Tak wiec w zderzeniu z rzeczywistością nie podejmujemy żadnych decyzji odnośnie kupna domku / działki etc bo drugi raz tego błędu nie popełnimy. Czas pokarze (byle przed pójściem dzieci do szkoły). Nie wykluczam przeprowadzki na granicę Niemiecką, do Niemiec raczej nie bo ja długo będę się niemieckiego uczyć Ale tak szczerze to najlepszy czas, najlepsze miejsce na ziemi w jakim mieszkaliśmy to Hiszpania. Tam ludzie naprawdę są inni. Szczęśliwsi. Dzień jest dłuższy, dzieci zbierają się pod domami i grają w piłkę NA ULICY i dla nich to normalne że auto ma uważać , nie przeganiają ich, a one nie siedzą tylko przed tv i komp. Tak jak kiedyś u nas. Ale póki tam widmo kryzysu (jakiego kryzysu - ceny takie jak w Polsce - czasem nawet taniej - a zarobi też 1500 norma tyle że euro więc 4 razy więcej niż u nas Kryzys, chyba go nie widzieli. Ale się rozpisałam... A jeszcze można dodać co będzie za kilkadziesiąt lat? w Polsce? Brak emerytur
    Tak więc zwykłę marzenie o domku na wzgórzu... mieliśmy je i sprzedaliśmy, ale dalej gdzieś w nas siedzi.

    Hmm...
    Chyba wolę mieć wakacje raz w roku, ale móc każdej nocy zasypiać wtulona w męża i budzić się też obok niego.
    Ale mąż bardzo nie lubi wielkiego miasta. Pochodzi z małej miejscowości i bardzo chce mieszkać poza miastem. Nie wiem, jak się nam ułoży. Póki co nie mamy kasy na ziemię i dom, a tak dużego kredytu też nam nie dadzą.
    Chociaż domek, ogród.. własne drzewa, których nikt mi nie wytnie bez mojej zgody..
    Może miniaturowe świnki albo kozy? Koniecznie gołębnik! Taki drewniany na jednej nóżce. Mmmm...
    Marzenia są piękne. W nich nie czuć kosztów ogrzewania zimą, odśnieżania dróg i cen benzyny.
    dnia Pon 10:23, 02 Kwi 2012, w całości zmieniany 1 raz
    Dokładnie... Ale wiesz my tui mamy bardzo fajne ogrzewanie, piec na sypkie trociny z podajnikiem, jak było minus 35 to grzalysmy dwa razy, ok 12 na2 godz i od 18 do 21, ciepło cały czas, ogrzanie wody i domu w jednym i wcale tak dużo nie wychodzi nas też nie stać,.choć p ślubie kupiliśmy domek z 60 arami zza... 48 tys więc nsa wsi można znaleźć tanio, ale jak widac sprzedaliśmy, rzeczywistość wygrała z marzeniami wtedy. My przez lata normalnie mieszkaliśmy razem, i jak dzieci nie było nie wyobrażam sobie jak by typ było gdyby Wojtek pracował daleko, ale niewazne, u nas to takie pocieszanie się i znajdywanie plusów nawet w kiepskiej sytuacji, bynajmniej nie przekonywanie do takiego sposobu pracy / życia

    A nie wkurza Cię, że siedzisz sama z dziećmi, a mąż (mój też jest Wojtek ) "odpoczywa sobie" od stresów i obowiązków?
    Mnie by to bardzo denerwowało. Nie chciałabym mieć wszystkiego na własnej głowie i domu, i dzieci. Ja potrzebuję, żeby mąż siedział w kuchni, jeśli ja prasuję itd.
    No chyba, że zarobiłby mi na pomoc domową i opiekunkę do dzieci, żebym mogła wyjść i odetchnąć czasem. Ale chyba nawet wtedy czułabym, że się mnie wrabia w za dużo obowiązków. Nie wiem. Ciężko mi sobie wyobrazić.

    Wiesz to nie jest łatwe ale wiem ze jemu też jest tam ciężko, oboje staramy się patrzeć na sprawę z punktu widzenia drugiej osoby. Ja tęsknię za nim i za tym czego on ma dość, siedzenia samemu wypicia piwka i oglądania filmu, on tęskni za ma i dziećmi. On tam ciężko pracuje, czasami z dojazdami po 14 godzin, robi to dla nas, dla siebie, dla mnie, dla dzieciaków (ja pracuje 24h/d ale zawsze tak jest bo jego dzieci w nocy nigdy nie obudziły, śpi snem kamiennym). Ja mogłabym iść do pracy, i to co zarobię wydać na opiekunkę do dzieci lub przedszkole ale wybraliśmy ze narazie lepiej żeby dzieci były z nami. Gdy przyjeżdża bardzo mi pomaga, ja spie ile chce, on bawi się z chłopakami, jest w 100% dla nas. Tylko w Hiszpanii tak było odkąd sa dzieci na świecie. Wtedy WSZYSYTKO się zmienia. U nas zawsze obowiązki nie były podzielone, mąż myje garki, sprzata,odkurza na równi ze ma, ale był czas po urodzeniu pierwszego syna ze nie było tak kolorowo, stres w pracy przenosił się do domu, zarobki polskie też niezbyt ciekawe. A nawet jakby on teraz tu pracował to on wraca z pracy, zmęczony, tak jak ja po domowych obowiązkach, chwile odsapnie i zajmie się dziećmi, a ja marze tylko o tym żeby pójść spac smutne ale prawdziwe. I jeszcze przez kilka lat tak będzie życie.czasami trzeba iść na kompromis, w polsce nawet nsa wysokim stanowisku nie zarabiał nawet połowy tego co zarabia na delegacji, a wtedy nie było go w domu prawie w ogóle, telefony w nocy od pielęgniarek, lekarzy, cze personelu to była norma, do tego olbrzymia odpowiedzialnosc prawna i presja czasu. Marzy nam się dobrze płatna praca w polsce do tego nsa normalnych warunkach, no ale to marzenie, jak domek na wzgórzu.

    Biru, a tak z ciekawości - jak Ci się żyło w Hiszpanii bez znajomości hiszpańskiego?
    Jak ja byłam kiedyś w Hiszpanii, to bardzo ciężko było znaleźć osobę, która znała angielski. Teraz zaczęłam się uczyć hiszpańskiego, więc na proste tematy się dogadam, ale wcześniej to po hiszpańsku ani be ani me i było bardzo ciężko.

    Powiem tak, mieszkanie wynajęliśmy od młodego małżeństwa tak 30 letniego, oboje nauczyciele, i coś po angielsku mówili. Dzieci po hiszpańsku nawet coś umieją powiedzieć, podstawowych zwrotów można nauczyć się w tydzień. Jak już wcześniej wspomniałam, do tej pory to było najlepsze miejsce w jakim mieszkaliśmy, najmilsi ludzie (no poza marokanczykami których akurat w alcazares jest bardzo dużo). Ale hiszpanie języków się nie uczą choć z pokoleniem młodszym jest coraz lepiej. Pamiętam jak byłam zdziwiona jak każdy straty i młody, nawet 2 łatki i 80 łatki, po usłyszeniu shakiry;) w radiu zaczynają.ja śpiewać, nawet tańczyć od tak. U nas nie ma i nie było aż takiej solidarności całego narodu w stosunku do jakiegoś człowieka (poza naszym Papieżem) co dopiero jakiegoś artysty.

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aniusiaczek.opx.pl
  • Copyright (c) 2009 sratatatajka portal | Powered by Wordpress. Fresh News Theme by WooThemes - Premium Wordpress Themes.