Nocne darcie....
sratatatajka portal
Dejikos napisał: Moniko, wydaje mi się, że nadinterpretujesz moje wypowiedzi. Przecież nie zalecałam silnych środków psychotropowych...To lekarz ocenia stan zwierzęcia i to on przepisuje właściwe środki. W przypadku podenerwowania kota najczęściej weterynarze stosują łagodne środki, które mają uspokoić, lekko wyciszyć. Kalm Aid jest bardzo popularny.
Ale zgadzam się z tym, że kot może być zagubiony po zmianie otoczenia. To dla niego duży stres, który może się objawiać w różny sposób.
W żaden sposób nie nadinterpretuje, napisałam, że nie znam leku i poprosiłam, żebyś napisała co to jest. Może wyszło nieporozumienie, ale ja nic złego nie miałam na myśli. Tutaj chodzi o dobro kota,a nie o przepychanki słowne. Dla osób, które nie są na forum i nie będą śledziły całego wątku tylko wpadną na szybko przeczytać temat ( przy okazji podobnego problemu ), mogą pochopnie wydedukować, że chodzi o silniejsze leki jakieś psychotropy, a temu jestem przeciwna tak jak napisałam wcześniej.
Też uważam, że tutaj chodzi o syndrom jedynaka rozpieszczanego w dzień i opuszczonego ( według kota, nie mnie ) w ciągu nocy.
Smużka napisał: też myślałam, że polecasz silniejsze leki
Nie jestem lekarzem i nawet nie próbuję się w niego bawić Zaleciłam wizytę u weterynarza, ostatecznie to on zdecyduje, czy coś trzeba podawać, czy nie. Podkreślam, sami nie bawmy się w znachorów i nie podawajmy na własną rękę żadnych środków! Zawsze lepiej skonsultować to z weterynarzem.
Tyle ode mnie.
Szkoda, że nie możesz się dokocić kotka wygląda na bardzo towarzyską, tak jak moje. One też w nocy strasznie dokazują, ale w swoim własnym towarzystwie. Nauczyły się, że nas nie ma co próbować wyciągnąć z łóżka i zadowalają się sobą. Czasem ich ganianki przeszkadzają, ale na pewno nie są tak uciążliwe jak miauczenie.
Skoro drugi kot nie wchodzi w rachubę, to niczego oryginalnego nie poradzę - poza cierpliwością i konsekwencją. W takich sytuacji chyba najlepiej jest nigdy nie reagować na uciążliwe wołanie kota, pokazać, że miauczeniem nic nie wytarguje. Powodzenia!
Inko przeczytałam Twój post i powiem mam aktualnie zbliżony problem. Przeprowadziłam się z kotem, wczśniej w domu było dużo osób, dużo się działo, więc kot był zajęty, miauczał sporadycznie to ja biegłam do niego w te pędy (inni się tylko śmiali, nikt inny więcej nie reagował), teraz od miesiąca mieszkam w dwójke z TŻ i kotem. Jako że bardzo wiele godzin pracuje i kot jest długo sam to wpadałam od razu do domu zabawa z kotem, jedzenie , przysmaki, wymyśliłam codzienne spacery wieczorne na szelkach żeby się wyżył, rano wstawałam poł godz wczesniej skoro swit i dawałam ulubione puszki, nosiłam (już nie mówiąc że co tydzień nowe zabawki zeby sie nie nudził) i kot się tak rozpuścił, że teraz jak chce wstać 10 min póxniej rano to kot się drze i budzi, jak przekrocze próg mieszkania to drze się i każe głaskać, że mi butów nie daje zdjąć, i drze się pod drzwiami ze na spacer (a wiadomo że bywa tak ze nie zawze mozna iść np duży deszcz). Ostatnio przesadził bo mialam tyle pracy ze spałam 3h, wróciłam potem wczesniej spracy i myślę trochę odeśpie ale nie kot po mnie skakał, gryzł mnie, krzyczał. Nie mówiąc o tym ze ładnie umie aportować piłki, ale zeby postawić na swoim biegnie za piłką i staje w miejscu gdzie upadła i krzyczy ze mam przyjść i ja rzucic i nigdy jej nie przyniesie, tylko wtedy jak widiz ze ide spać, nagle sam sie potrafi bawić.
Troche się rozpisałam W każdym razie od tygodnia wprowadzam pewne zmiany. Na spacer wychodzimy jak jest już spokojny i nie miauczy i nie codziennie. Nie reaguje na krzyki i siedze w miejscu gdzie byłam wcześniej, podchodze do niego tylko jak jest spokojny. Od kilku dni nie dostaje rano mokrego jedzenia, tylko jak wróce. I powoli widze pewne zmiany, bo dzisiaj juz nie było krzyków pod drzwiami (nie wyszliśmy bo mocno pada).
Ogólnie wydaje mi się że masz podobny problem, że kot jest towarzyski i potrzebuje kociego towarzysza, którego nie mozesz mu zapewnić, wieć cierpliwościa musisz go oduczyc ze metoda na cokolwiek jest miauczenie w niebogłosy. Z łóżka w nocy nie wstawaj chociażby nie wiem jak darł się, najwyżej zawsze można wstać żeby zamknąć drzwi do pokoju, żeby nie miał tam dostępu. Jak krzyczy to nawet nie wolno na niego patrzeć, bo wtedy ma widowisko.
U mnie to sie nawet przerodziło w agresje w stosunku do mnie, dlatego musialam szybko zareagować. Doskonale rozuemiem jak to drażni, denerwuje.
Dziewczyny, z kotem wszystko w porządku, tzn.wg. weta zdrowa i ...rozpuszczona .... mogę podawać kalm aid bo raczej nie zaszkodzi, ale jak nie muszę to nie podwać
Dałam jej dwa razy (wiem, że trzeba poczekac na efekty, ale jakoś mam wyrzuty sumienia), ale jakoś specjalnie cichutka po tym nie była
Konstancjo, to straszne, ale trochę mi ulżyło, że nie ja jedna mam kota despotę ;-) Raz wstałam ok 4 rano jak się darła, bo już przesadziła, ale kotem się nie zajęłam, bo ryknęłam płaczem i zaczęłam się wyżalać mamie jakie to ja mam życie beznadziejne i kota niedobrego...
Nadal pomiaukuje ale staram się wsadzać stopery w uszy i spać, tylko ok. 5.30 pobudka wielkim skokiem na plecy, wtedy troszkę ją podrapię, a potem to juz sama się drapie o moja rękę
Ja staram się nie reagować na te miauki, zwłaszcz w dzień, ale z moją mamą to jest problem - siedzi w fotelu jak na rozżażonych ogniach żeby w końcu podnieśc się i lecieć na przedpokój z głośnym "co sie stało kochanie, Inusia... co jest, nudzi ci się?" i bla bla bla... a na moje: Mamo, a wstaniesz do niej rano i będziesz zabawiać? Ona: ale co ja poradzę jak mi serce pęka, że ona taka smutna siedzi....
I tak w kółko
Dziękuję Wam za wsparcie i dobre rady!
hmmm.. to skoro mamie tak szkoda, że Inusia taka smutna siedzi to może jednak by zmiękła i zgodziła się na drugiego kota?
drugi kot praktycznie obsługuje się sam - nie trzeba nad nim dodatkowo skakać
Mgławico, oprócz argumentów na tak, które dobrze znam i się z nimi zgadzam, są też minusy. Moja siostra jako pierwsza "wprowadziła" do rodziny koteczkę. Wszyscy bardzo ja kochaliśmy, była wyjątkowo delikatna i kochana. Niestety zachorowała i zmarła. Minął niespełna miesiąc, ale trauma związana z przebiegiem leczenia i marnym skutkiem zrobiła swoje. Wszystko jest dobrze jak kotek jest zdrowy, lecz gdy zachoruje wydatki związane z leczeniem są naprawdę wielkie. A co jak zachorują dwa koty? Poza tym koszt utrzymanie dwóch kotów jest oczywiście dwa razy większy (i nie przemówią do mnie argumenty, że wcale nie!).
Byc może kiedyś to się zmieni i zcecydujemy się na drugiego kota, ale na pewno nie w najbliższej przyszłości.
inka napisał: Poza tym koszt utrzymanie dwóch kotów jest oczywiście dwa razy większy (i nie przemówią do mnie argumenty, że wcale nie!).
Stanowczo nie masz racji
Apropo kosztów to zerknij do wyliczeń na forum Ja jak już miałam "prawie w ręku" drugiego kota, jak przeliczylam ile będe dodawać to wyszło niewiele. Ale koszty leczenia to faktycznie inna sprawa.
a wogóle Inka tak szaleje ciągle czy ma gorsze i lepsze dni? bo czytając to dzisaij stwierdziłam ze Huan ostatnio jest spokojniejszy, bo bym tak o nim dzisiaj nie napisała
Mi koszt utrzymania kotów wzrósł znacząco. Żwirek, który wcześniej starczył na 5-6 miesięcy, nagle skończył się po 2.
Czy mając drugiego kota, pierwszemu dajecie mniej jeść niż wcześniej?
U mnie nic się nie marnowało. Nie ma więc argumentu, że jakieś niedojedzone resztki są wykorzystywane. Racuch od zawsze dostaje wydzielone posiłki i zawsze zjada wszystko.
Imbir zresztą też tak je.
Na czym więc miałby się opierać niższy koszt utrzymania?
Kupujesz większe ilości, pakiety, które w przeliczeniu później wychodzą korzystniej, niż miałabyś kupować dla jednego kota.
Nie mówię, że płaci się mniej niż przy jednym kocie, ale na pewno nie dwukrotnie więcej. Weź też pod uwagę, Smużko, że borykasz się z problemem kuwetowym, może dlatego żwirku poszło więcej.
Smużka napisał: Mi koszt utrzymania kotów wzrósł znacząco. Żwirek, który wcześniej starczył na 5-6 miesięcy, nagle skończył się po 2.
Czy mając drugiego kota, pierwszemu dajecie mniej jeść niż wcześniej?
U mnie nic się nie marnowało. Nie ma więc argumentu, że jakieś niedojedzone resztki są wykorzystywane. Racuch od zawsze dostaje wydzielone posiłki i zawsze zjada wszystko.
Imbir zresztą też tak je.
Na czym więc miałby się opierać niższy koszt utrzymania?
Na tym, że można kupić większe ilości karmy, np w pakietach oszczędnościowych lub po prostu w większych opakowaniach
Przykład z karmą suchą z zooplusa: paczka Orijena 400g wychodzi aż 49,50 zł za kilogram, przy 2,5kg cena zmniejsza się do 31,92 zł za kilogram, a gdy kupujemy 7kg już tylko 25,69 zł. Dla jednego kota nie kupowałabym 7kg karmy, nie chciałabym, żeby tak długo stała po otwarciu, nawet w szczelnym opakowaniu, płaciłabym więc przy wersji z kurczakiem 6,23zł na kilogramie więcej, a przy wersji z rybą aż 11,12zł - to moim zdaniem bardzo duża różnica.
Przykład z karmą mokrą z zooplusa: dla jednego kota nie kupię większej puszki niż 85g, bo musiałaby stać trzy dni - karmy tak pakowane kosztują 30,98 zł za kilogram. Mając dwa koty spokojnie mogę kupić puszki 170g i pokusić się o pakiet oszczędnościowy, co daje mi 24,46 zł za kilogram jedzenia.
Podsumowując, ogólny koszt utrzymania kotów wzrasta, ale koszt utrzymania w przeliczeniu na jednego kota spada.
Ja zawsze kupowałam 7,5 kg (poprawka, kupiłam teraz PoN 2 kg, Intestinala też po 2 kg, ale tu cena była taka sama w przeliczeniu za kg). Dzieliłam na części, szczelnie zamykając.
Psom też kupuję tylko 15stki lub 18stki (nawet, gdy każda z nich je inną karmę), bo mniejsze są droższe za kg.
Puszki też zawsze kupowałam 156 g. Nie umiałam kupić mniejszych widząc, ile wynosi ich cena za kg. Wiem, że nie powinny stać 3 dni w lodówce, ale u mnie stały. Potem dla odmiany kot nie dostawał mokrego kilka dni, a następnie znów otwierałam puszkę.
Problem kuwetowy chyba niewiele zmienia, bo Imbir robi co prawda rzadkie kupy, ale tylko 2 dziennie (tyle samo co Racuch) i dość małe (wielkości przeciętnych siuśków - bryłka żwirku jest tego samego rozmiaru). Za to pewnie mniej sika, skoro ma płynny kał (ciężko mi zgadnąć, które siuśki są czyje).
Ale rozumiem teraz na czym oszczędność ma polegać.
Dorzucę jeszcze tylko na niekorzyść 2 kotów ilość wysypanego żwirku na podłodze.
Przy Racuszku mogłam zamiatać co 2 dni. Teraz sprzątam każdego ranka, a wieczorem już kusi, by znów przelecieć miotłą.
Ale ogólnie jestem za posiadaniem dwóch kotów! Proszę się nie sugerować moim marudzeniem!
Tak samo za posiadaniem 2 psów zresztą.
dnia Wto 23:22, 05 Lut 2013, w całości zmieniany 1 raz
a wogóle Inka tak szaleje ciągle czy ma gorsze i lepsze dni? bo czytając to dzisaij stwierdziłam ze Huan ostatnio jest spokojniejszy, bo bym tak o nim dzisiaj nie napisała [/quote]
Twój Huan to kawał kociska, piękniutki!
Inka ma gorsze i lepsze dni. Dziś grzecznie spała i wleciała mi na plecy dopiero jak budzik zaczął dzwonić. Zawsze bawię się z nią wieczorem, chcę ja zmęczyć na noc, ale z różnym skutkiem. Szczerze to nie mam pojęcia od czego to zależy, pewnie jak ja - ma lepszy i gorszy humor.
Wciąż za mną łazi, krok w krok (zawsze tak było) - ja w łazience, ona w łazience itp. Inka nie lubi działającej pralki, więc wczoraj bardzo płakała pod drzwiami, bo chciała wejść a bała się - więc jak zamykałam drzwi to darcie, uchylałam to cisza
My mamy ten sam problem Ale od kiedy w domu pojawił się drugi kot... A dokładniej od następnego dnia jak udało ich się zapoznać. I to nasz ragdollek tak przeraźliwie śpiewa (i to na przemian z płaczem córki), że już wytrzymać nie można, a to dopiero 2 dzień
Milan też wrzeszczał nocami, np. kiedy pokoje dzieci były zamknie, robił to tak głośno że budził mi najmłodszego syna - postanowiłam zostawiać drzwi otwarte,-pomogło. Milanek jednak postanowił wstawać o 5,30 i wszyscy musieli wstać z nim.Zaczepia wyje drapie- wykładziny a ja go olewam. Najmłodszy syn też śpi mocniej,już nie budzi go miauk. Trwało to chyba ze trzy miesiące aż dziecko uodporniło się na ranne dźwięki kota. Problemem było również wchodzenie na parapet i atakowanie rolet gdy nikt nie chciałem wstać, nakleiłam dwustronna taśmę papierową i Milan już parapet mija z daleka, również drabinkę na łóżko piętrowe potraktowałam taśmą bo wchodził na górę i zejść nie potrafi. Tak na marginesie to jak widziałam te aprobacje na okrągłych metalowych szczebelkach to mi krew zmroziło- łobuz "niskopienny"
No tak, a ragdolle to niby takie aniołki w kocim futerku...
Bo Ragdolle to są aniołki w kocim futerku!
Nie żebym coś próbowała zasugerować ale to kolejny wątek o problemach z kocim zachowaniem, gdzie skarżą się na swoich pupili mamusie kocich jedynaków.
No, tu akurat wypowiedziała się też Dejikos, ale u jej koteczki jest problem zdrowotny, to insza inszość...
Poza tym myślę, że aniołkowość dotyczy dorosłego kota, a nie młodego wariatuńcia.
vivienne napisał: Bo Ragdolle to są aniołki w kocim futerku!
Nie żebym coś próbowała zasugerować ale to kolejny wątek o problemach z kocim zachowaniem, gdzie skarżą się na swoich pupili mamusie kocich jedynaków.
No, tu akurat wypowiedziała się też Dejikos, ale u jej koteczki jest problem zdrowotny, to insza inszość... Vivienne jasne że aniołki tylko czasami rosną im takie "tyci-tyci" różki szczególnie gdy są młodziutkie i próbują przeforsować swoje zasady Ale wystarczy trochę cierpliwości i wyobraźni aby wszystko się ułożyło. Który nastolatek nie sprawia problemów Mimo wszystko masz 100% racji RODZEŃSTWO to najlepsze lekarstwo na kocie fanaberie- jeszcze 10 dni i Milanowi zostanie zaaplikowane